(2021) Imposybilizm i impotencja
Wprawdzie mało kogo to obchodzi, ale przypomnijmy - umieramy
Podstawowa liczba, jaką powinniśmy zapamiętać to ponad 505 tysięcy – tylu nas zmarło, powojenny przebijając rekord z 2020 roku – kiedy zmarło nas 486 tys. Serwis BIgData.pl podaje zestawienie zgonów na tysiąc mieszkańców od 1946 roku – na podium znalazły się lata 1951 (12,24 – trzecie miejsce) 2020 (12,68 drugie miejsce) i 2021 (13,24 – pierwsze miejsce).
W wyniku Covid 19 zmarło od początku pandemii do końca 2021 95 tys. Polek i Polaków, w najbliższych dniach (może nawet w dniu publikacji tego tekstu) przebijemy granicę 100 tysięcy.
Nie podejmę się szacowania, ilu z tych śmierci można by uniknąć, gdybyśmy mieli odpowiedzialny rząd. Nie mam wątpliwości, że wielu. Ekipa Kaczyńskiego od początku nie miała i nie poszukiwała nawet pomysłu na walkę z pandemią. Nieprzewidywalne i nie całkiem zrozumiałe lockdowny, niekonsekwentne próby wprowadzania zasad dystansu i izolacji, kilkukrotne obwieszczenia zwycięstwa w walce z pandemią, po których następowała kolejna fala zakażeń. Rząd nie tylko uciekał od decyzji obowiązku szczepień, ale także nie użył swojej machiny propagandowej do ich promocji. Mało tego – część prorządowych mediów, hojnie wspieranych przez opanowane przez PiS spółki i instytucje, służyło jako tuby antyszczepionkowych teorii spiskowych. Sprawy zdrowia i odporności stały się kolejnym wyróżnikiem wyborców – jak wynika z badań ci opozycyjni chętniej się szczepili, ci pisowscy – w dużo mniejszym stopniu
Decyzja o rezygnacji z walki o odporność zbiorową i zachowanie zasad dystansu medialnie pokrywana była „sukcesami” w tworzeniu oddziałów i szpitali covidowych. Problem w tym, że one wcale nie były tworzone, tylko zmieniano funkcję kardiologii, onkologii czy pediatrii, ograniczając i tak niełatwy dostęp Polek i Polaków do usług specjalistycznych służby zdrowia.
System opieki zdrowotnej nigdy nie był w Polsce idealny – ale przetestowany przez nieudolność obecnego rządu po prostu się rozsypał. Rekordowa umieralność to nie tylko efekt bezpośredni covidu, ale także pośredni – likwidacji standardowej opieki medycznej, której potrzebujący chorzy po prostu nie otrzymali.
Tej zależności rządzący nie brali i nie biorą pod uwagę, skupiając się na zabiegach pr-owych (vide maile Dworczyka) i korzystaniu z okazji do zarobienia okrągłych sum (pamiętacie jeszcze handlarza bronią od respiratorów, braci Szumowskich, handlarza oscypków, czy wiceministra zdrowia Cieszyńskiego, dziś zapewniającego nam cyberbezpieczeństwo?)
DworczykLeaks – jak (nie)działa rząd
Z tym cyberbezpieczeństwem to też było w ubiegłym roku trochę śmiesznie, ale jednak bardziej strasznie. Od siedmiu miesięcy zainteresowani mogą czytać korespondencję grona, które można nazwać „wewnętrznym kręgiem Morawieckiego”. Maile Dworczyka są z pewnością znakomitym źródłem dla komentatorów, a powinny być także lekturą dla studentów politologii, opisem sposobu sprawowania władzy przez obecną ekipę.
To co jest osią i wspólnym mianownikiem to brak w tych dyskusjach polityki w rozumieniu klasycznym, czyli dążenia do diagnozowania i rozwiązywania problemów zarządzanej społeczności. Dyskusje skupiają się na działaniach wizerunkowych, podstawowym pytaniem jest zawsze – co i jak zrobić, żeby to spodobało się „naszym wyborcom”. Trudno tam znaleźć rozmowę merytoryczną o jakimkolwiek problemie.
To świadectwo kompletnego złamania proporcji, bo jakkolwiek pr jest bardzo ważną częścią działania politycznego, o tyle sprowadzenie polityki do działań jedynie na potrzeby sprzedaży medialnej jest właściwe tylko skrajnym populistom. Maile Dworczyka obnażają ekipę Kaczyńskiego jako grupę bez jakiejkolwiek myśli państwowej, programu politycznego czy wizji Polski – czysty populizm skupiony na zagarnianiu jak największej władzy. Jeżeli ktokolwiek miał dotąd jakiekolwiek wątpliwości w tej sprawie – materiały DworczykLeaks je rozwiewają.
Oficjalnie rząd nie odnosi się do maili – popiskując jedynie, że nie wiadomo, czy są prawdziwe czy przypadkiem nie są zmanipulowane. Cóż – przez 7 miesięcy zarówno sam Dworczyk jak i rządowe służby specjalne miały mnóstwo czasu, by porównać publikowane screeny z oryginałami. Gdyby były różnice – pewnie już by nas o tym poinformowano. No chyba, że w oryginalnych Morawiecki i spółka wypadają jeszcze gorzej niż w screenach, które poznaliśmy…
Opozycja pod skrzydłami Pegasusa
Oryginały ze screenami sms publikowanymi przez TVP Info porównał senator Krzysztof Brejza, okazało się że pisowskie medium popracowało nad treściami, żeby je „uatrakcyjnić”. A to zapoczątkowało ujawnienie największego skandalu, jaki może przydarzyć się w państwie demokratycznym. Okazuje się, że władza inwigiluje opozycję, a wisienką na torcie było ujawnienie przez Citizens Lab, że używa do tego w przypadku senatora KO, prokurator Ewy Wrzosek oraz Romana Giertycha, adwokata reprezentującego wielu polityków opozycji, aplikacji Pegasus przeznaczonej do zupełnie innych zadań.
Pegasus sam w sobie jest ciekawą historią – oprogramowanie izraelskiej firmy NSO w założeniu ma służyć walce z terroryzmem i służyć agencjom rządowym. Pozwala na inwigilację przy wykorzystaniu zasobów i funkcji naszych smartfonów, które zhakowane stają się cześcią systemu. NSO sprzedawała swój produkt dość szeroko, co zaowocowało głośnymi aferami (jak podejrzenie że marokańskie służby przy jego użyciu inwigilowały prezydenta Francji Macrona) i wciągnięciem NSO na listę firm przed którymi USA zamknęły swój rynek. To był na tyle dotkliwy cios dla izraelskiej firmy, że by powrócić na rynek amerykański zmieniło strategię sprzedaży i znacząco ograniczyło listę państw, którym swój program będzie sprzedawać – na liście tych wykluczonych znalazła się m.in. Polska. Piszę o tym, bo umieszczenie na takiej liście uprawdopodabnia późniejsze doniesienia CItizensLab o użyciu Pegasusa do inwigilacji przeciwników rządu PiS. NSO tego nigdy nie ujawni, ale doskonale wie wobec kogo używa się ich oprogramowania (którego serwery są w wyłącznej dyspozycji tej firmy)
Abstrahując od użytego narzędzia, inwigilacja opozycji jest niewybaczalnym przestępstwem przeciw demokracji. Pisowski komentariat usiłuje bagatelizować te fakty, prl-owskim wzorem sugerować, że chodzi o sprawy kryminalne.
Można nie lubić Romana Giertycha – pracował na to – ale inwigilacja adwokata to nie tylko naruszenie jego praw i tajemnicy adwokackiej. To także naruszenie praw jego klientów, którzy mogą oczekiwać dyskrecji i możliwości rozmowy ze swoim pełnomocnikiem bez (nawet biernego) uczestnictwa w niej ministra Wąsika. Aż dziwne, że musimy sobie powtarzać oczywistości. Jeśli klientami inwigilowanego są czołowi politycy opozycji – to dołączamy wątek wykorzystania podsłuchów w grze o władzę. Od czasów Watergate nikt nie ma wątpliwości, co to oznacza dla demokracji.
W Polsce każde kolejne wybory to gra o kilka procent wyborców. W takiej grze liczą się szczegóły, a znajomość taktyki i strategii, planów konkurenta jest bezcenna. Senator Brejza opublikował daty włamań – był intensywnie inwigilowany w czasie, pracował jako szef sztabu Koalicji Obywatelskiej. Post factum nie zweryfikujemy, jaki dokładnie wpływ mogła mieć znajomość sekretów sztabowych, jak bardzo pomogła PiSowi wygrać. Ale to dyskusja poboczna i wtórna, w którą rządowym mediom udało się wpuścić także lewicowy komentatorów.
Podstawową sprawą jest niedopuszczalność takiego działania wobec opozycji, czy wobec konkurenta politycznego w ogóle w cywilizowanej demokracji, To kolejny dowód na to, że taką pod rządami Jarosława Kaczyńskiego nie jesteśmy. Nie ma żadnych wątpliwości, że wypacza to wynik wyborów – dyskusja na ile dokładnie, jest bezproduktywna i odwraca uwagę od sedna problemu. Nikt się nie zastanawial, ile konkretnie zyskałby Nixon, gdyby udało się zainstalować podsłuch w siedzibie Demokratów.
Podsłuchiwanie opozycji to stworzenie kolejnej po finansowej i braku dostępu do mediów publicznych nieuczciwej przewagi rządzących nad aspirującymi do przejęcia władzy.
Sprawa Pegasusa dopiero nabiera tempa , po próbach zaprzeczania, wyparcia, obśmiania przez dobrze dyrygowany chór rządowych propagandzistów – Jarosław Kaczyński jednym wywiadem zrobił ze swoich przybocznych – klaunów, potwierdzając posiadanie i używanie przez polskie służby produktu NSO. Wprawdzie Kaczyński utrzymuje, że Pegasus nie był używany wobec opozycji, ale sam sobie raczej nie wierzy.
Lex TVN – nie uratowaliśmy demokracji
Nie wiem jak Wam, ale mnie się zbiegło w czasie – obejrzenie głośnego filmu „Don't look up” z obwieszczonym przez chór dziennikarskich influencerów „uratowaniem demokracji” przez weto Andrzeja Dudy do Lex TVN. Jakbym dostał w gratisie dodatkową scenę filmu.
W Polsce od dawna mamy inflację znaczeń słów – te wielkie stały się całkiem bezwartościowe, do tej grupy możemy spokojnie zaliczyć frazę „uratowanie demokracji”
Demokracja liberalna jest niszczona i rozmontowywania od lat, rozmontowywanie jest prawo, zniszczony został system sprawiedliwości, a punkty oporu jakie tworzą dzielni sędziowie tylko potwierdzają to zjawisko.
Grono któremu przewodniczy Julia Przyłębska w budynku Trybunału Konstytucyjnego stało się czymś na kształt superparlamentu. Super – bo stanęło ponad polską legislaturą i super – bo realizuje myśli Kaczyńskiego bez potrzeby dokupowania posłów przed głosowaniem i obawy przed wetem senackim.
To grono zmieniło zaostrzając w stopniu zawstydzającym reżimy ajatollahów przepisy aborcyjne, to grono zadekretowało szereg postanowień polexitowych, kwestionując obowiązywanie praw człowieka w Polsce, w tym prawo do sprawiedliwego procesu, obowiązywanie w Polsce zasad traktatowych UE.
To grono wybrał Jarosław Kaczyński, a nominował Andrzej Duda (czasem w nocy, w tajemnicy). Ten Andrzej Duda, którego autorytety mainstreamowego dziennikarstwa obwołały właśnie ratownikiem demokracji.
Wolne media są ważnym elementem systemu, w Polsce TVN ważną częścią wolnych mediów – ale nie dajmy się zwariować. Losów polskiej demokracji nie przesądza decyzja lokatora Pałacu Prezydenckiego w sprawie jednej stacji! Wolne media są systematycznie i trwale niszczone – czy przez przejęcia (jak przypadku grupy Polska Presse) czy przez układy z właścicielem (grupa Polsat), przez rosnąca nierównowagę finansową pomiędzy niezależnymi a tymi wspieranymi przez państwo, jego instytucje i spółki. Nie dajmy się po polsku ponieść i zmitologizować jednej wygranej potyczki na wojnie, którą wciąż sromotnie przegrywamy.
Sprawę TVN wygrała „zagranica” przy wsparciu „ulicy” (co ułatwiło USA interwencję), ale w wojnie o wolne media i demokrację nadal jesteśmy w defensywie. Namiestnik PIS w Pałacu Prezydenckim jest i będzie w przeciwnym obozie.
Hybrydowa „obrona” granicy
Tak jak pandemia obnażyła wszelkie problemy służby zdrowia, tak kryzys na granicy polsko-białoruskiej obnażył dezorganizację państwa jako takiego. Nie napiszę tu o nieludzkich występkach poszczególnych funkcjonariuszy, przepychaniu czy przerzucaniu przez płot ludzi potrzebujących pomocy – to działo się za wiedzą i zgodą czy też wręcz na rozkaz rządzących. Piszę tu o przerażającym obrazie państwa bez dyplomacji, państwa (na własne żądanie) bez sojuszy, państwa nie potrafiącego postawić płotu (wszyscy widzieliśmy zmagania z krzywo stawianymi żerdziami), nie potrafiącego skoordynować działań Straży Granicznej, wojska i chluby obecnej ekipy – WOT. Kryzys graniczny mógł być „politycznym złotem” gdyby władza była w stanie nad nim zapanować. Zamiast tego zostaliśmy zbombardowani buńczuczną propagandą, akcją „murem za mundurem”, zakazem wjazdu dziennikarzy do wytyczonej przez Błaszczaka „zony wojennej”.
Spod kożucha propagandy rządowej jak słoma z butów zaczęły wychodzić obrazki wojska bez zakwaterowania, logistyki, wyżywienia, brak wyznaczenia zadań i ich podziału pomiędzy poszczególne służby i pierwszy od lat dezerter, odbywający w tym momencie tournée po białoruskich i rosyjskich mediach, plotący jak Piekarski na mękach na każdy zadany temat.
A granica – jak była nieszczelna, tak jest nieszczelną pomimo spektakularnych push backów kobiet w ciąży i dzieci. Jedyną skuteczną zaporą stały się intensywne działania dyplomatyczne Unii Europejskiej i poszczególnych jej państw, które spowodowały zatamowanie napływu uchodźców na Białoruś.
Rząd PiS – a chcąc nie chcąc my z nim – przekonuje się o oczywistym, że problemów nie rozwiązują koncerty muzyki pop, groźne miny i harcersko-militarne wdzianka premiera czy ministrów. Że służbom poza zapałem potrzebne jest dowodzenie i logistyka, a do sprawowania władzy poza poparciem sondażowym potrzebna jest odrobina rozumu.
Imposybilizm i impotencja
Z braku rozumu i pomysłów rząd wywieszał białą flagę coraz częściej w wielu sprawach. Od pandemii po inflację. Słuchaliśmy dubów smalonych Glapińskiego o wielkich zasobach finansowych i rosnących zapasach złota, kiedy inflacja zaczęła zjadać wartość złotego, by osiągnąć nienotowany od 20 lat poziom 8%.
Ani NBP ani rząd nie próbował nawet zapobiegać zjawisku prognozowanemu przez ekonomistów od dłuższego czasu – dostaliśmy tylko absurdalną narrację, że inflacja szkodzi bogatym, a nie dotyka biednych…
Za inflacją musi podążać drożyzna i ją też dostaliśmy. Potem komunikat Morawieckiego, że chciałby obniżać ceny, ale „zła Unia” nie pozwala obniżyć VAT czy akcyzy – pełen imposybilizm. Potem komunikat złej UE, że przecież Morawiecki w ogóle nie wnosił o taką zgodę, więc skąd może wiedzieć że ktoś się nie zgadza? No to w końcu wniosek został złożony i obniżki weszły w życie.
Opisany wyżej mechanizm jest typowy dla zarządzania Polską w 2021 – komunikaty rządowe, wystąpienia premiera to potoki luźno związanych ze sobą i w znikomym stopniu z rzeczywistością słów. W zasadzie, gdyby zastąpić je tekstami piosenek Zenka Martyniuka, znaczyłyby dokładnie to samo – czyli nic.
Poziom dna już został wyznaczony
W nowy rok wchodzimy właśnie z taką imposybilistyczną i impotentną władzą, która do inflacji i pandemicznych problemów gospodarki dokłada nam zwiększanie obciążeń podatkowych dla przedsiębiorców (najbardziej odczują to mikro i mali przedsiębiorcy), a promowane do znudzenia korzyści ( jak podwyższenie kwoty wolnej od podatku) w większości przypadków zastaną skonsumowane przez szokowy wzrost cen energii elektrycznej i gazu, który przecież poza skutkiem bezpośrednim – naszych osobistych comiesięcznych rachunków, wpłynie na cenę każdego z kupowanych przez nas towarów – od chleba po samochód. Spowoduje to mechanizm, w którym my będziemy ubożeć a TVP opowiadać jak się bogacimy podając wartości wyrażane w coraz mniej wartej polskiej walucie. Należę do pokolenia, które przeżyło inflację , był czas że zarabiałem miesięcznie miliony i wiem jak mało może to znaczyć.
Urzędowy optymizm, błazeńskie zamiast covidowych maski i „Sylwester marzeń” nie zmienią tego, że rok 2021 powinniśmy kończyć żałobą narodową i pamięcią 505 tysięcy zmarłych W nowy rok wchodzimy z bagażem problemów wytworzonych przez lata rządów PiS, których skutki – przede wszystkim dla naszych kieszeni – będą narastać z każdym miesiącem. Będziemy biednieć patrząc na bilboardy o „najniższych cenach paliwa w Europie”, bo to jedyne, co ekipa Kaczyńskiego potrafi nam zaoferować. Będziemy umierać, słuchając komunikatów rządowych o sukcesach i wygranej walce z pandemią.
Tak będzie, dokąd nie odsuniemy PiS u od władzy. Wiem, że rządy „po pisie” wcale nie będą idealne i cudów nie zdziałają. Ale po 1989 r. nie mieliśmy gorszego rządu i nie sądzę, by szybko „udało nam się” stworzyć rząd jeszcze gorszy, mieć jeszcze gorszego prezydenta. Poziom dna już został wyznaczony w 2021 – można się tylko od niego odbić.
Marcin Celiński