Anna Zalewska udaje, że jej ta sprawa nie dotyczy, a oskarżeni to jej ludzie!
Prokuratorzy bali się badać jej wątek w śledztwie, ale dowody w sprawie są tak mocne, że cała plejada działaczy PiS siedzi na ławie oskarżonych!
O wyczynach współpracowników Zalewskiej rozpisywały się największe media na świecie, łącznie z „New York Times” i „Washington Post”. Nic dziwnego, Czerwony Krzyż to organizacja znana wszędzie. I wiele osób oraz instytucji wpłaca na nią pieniądze. Nikt nie słyszał, by ją okradać. Aż do tego razu…
Śledczy ustalili, a „Gazeta Wyborcza” opisuje, że w dolnośląskim PCK dało się kraść na trzy sposoby. Z kontenerów, do których ludzie oddawali odzież dla potrzebujących, pracownicy i kierownictwo PCK ją wyciągali i sprzedawali w zaprzyjaźnionych firmach i lumpeksach. Były poseł PiS i wieloletni szef wrocławskich struktur tej partii Piotr B. miał zarobić na tym procederze 126 tys. zł.
Po drugie, wyciągając pieniądze na założoną przez ówczesnego prezesa dolnośląskiego PCK (także działacza PiS) Rafała Holanowskiego fundację Supra. Wreszcie poprzez sieć zarejestrowanych na szeregowych pracowników PCK spółek, których zakładanie nakazywał im dyrektor oddziału Jerzy G., wówczas radny dolnośląskiego sejmiku z klubu PiS i jeden z najbliższych współpracowników Anny Zalewskiej, dziś eurodeputowanej, a w latach 2015–2019 minister edukacji w rządzie PiS.
Lista zarzutów dla zarządzających dolnośląskim oddziałem PCK członków PiS liczy aż 196 stron. Chodzi w sumie o niemal 3 mln zł! Mózg operacji, czyli wspomniany Jerzy G. (od 20 lat Zalewska rekomendowała go w wielu miejscach) został już wcześniej skazany za udział w wyprowadzeniu z nie- istniejącej już Południowo-Zachodniej SKOK aż 168 mln zł.
Sprawą okradania PCK zajmuje się już sąd. Ale śledczy skutecznie unikali zajęcia się wątkiem przeznaczenia części ukradzionych pieniędzy na kampanię wyborczą PiS! A śledczy ustalili, że były poseł Piotr B. przyjął od innego z oskarżonych — Bartłomieja Ł.-T. pieniądze pochodzące z okradania PCK i sfinansował z nich swoje materiały wyborcze. Ł.-T. zeznał też, że przelewał środki na fundusz Zalewskiej. I śledczy znaleźli potwierdzenie tych słów w aktach Państwowej Komisji Wyborczej. Łukasz Apołenis, szef PiS w powiecie świdnickim, a przez lata asystent byłej już minister edukacji, przyznał, że Zalewska wiedziała, od kogo pochodzą wpłacane na jej kampanię pieniądze.
Co więcej, gdy księgowa oddziału PCK zeznała przed prokuratorem, że „Ł.-T. powiedział, że dawał pieniądze na kampanię Anny Zalewskiej”, Jerzy G. zrobił jej awanturę. „On nie zarzucał mi kłamstwa, tylko mi kazał o tym nie mówić, bo to jest tajemnica” – zeznała. Lokalne media opisywały, jak prokuratorzy robili wszystko, by się tym wątkiem nie zajmować.
Inna sprawa, że nie zajęli się też doniesieniem samej Zalewskiej. Europosłanka chciała ścigać dziennikarzy z art. 212 kk za łączenie jej z aferą w PCK. Śledztwo w tej sprawie zostało przez prokuratorów z Jeleniej Góry umorzone „wobec stwierdzenia, że czyn jest ścigany z oskarżenia prywatnego, a brak jest uzasadnionego interesu społecznego w objęciu go ściganiem z urzędu”. Wcześniej Zalewska w podobnej sprawie pozwała Grzegorza Schetynę. Przegrała.
Marcin Piplowski
Tekst pochodzi z broszury „100 afer, które wstrząsnęły Polską”. Publikujemy go za wiedzą i zgodą autora i wydawcy.
Wesprzyj niezależne media!