W tej wojnie nie ma linii frontu. Jeżeli udałoby się rozbić ukraińską armię, Rosja wejdzie do Kijowa i stworzy marionetkowy rząd, uzależniony od Kremla – powiedział w programie „Bez wyjścia” Marek Meissner, dziennikarz specjalizujący się w sprawach wojskowych.
- W tej chwili w konflikcie zbrojnym mamy 200 tys. wojsk rosyjskich do 120 tys. ukraińskich; z rezerwami maksymalnie mogą osiągnąć ten sam poziom, co Rosjanie. Jednak wojska rosyjskie mają znacznie nowocześniejszy sprzęt i to oni mają przewagę - ocenił gość Marcina Celińskiego i Radosława Grucy.
Meissner zauważył, że na ten moment Putin gra o zajęcie całej lewobrzeżnej Ukrainy. – Ataki na bazy lotnicze służą osłabieniu militarnemu Ukrainy. Rosja niszczy infrastrukturę ukraińską, aby nie mogły działać siły powietrzne i inne główne siły militarne. Celem Rosji na tę chwilę jest zajęcie całego Zadnieprza. Warto dodać, że im więcej obszaru będą przyłączali do Rosji, tym większe koszty utrzymania ich później. To zwycięstwo na dłuższą metę będzie pyrrusowym – ocenił Meissner.
Dziennikarz dodał, że celem minimum Putina jest przejęcie władzy w Kijowie i stworzenie alternatywnego przywództwa do prezydenta Zełenskiego. Ostatnio udało mu się uzależnić od siebie Białoruś, a kolejna jest Ukraina. – Jeżeli udałoby się rozbić ukraińską armię, Rosjanie wejdą do Kijowa i stworzą marionetkowy rządy, uzależniony od Kremla – powiedział.
Gość zwrócił też uwagę, na fakt że w rosyjskiej armii to poborowi są na pierwszej linii frontu, a dopiero za nimi ci wykwalifikowani i wojska specjalne.
oprac. m.u.