Kamuflaż, kalkulacja, mistyfikacja: Kaczyński z Morawieckim w Kijowie
Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki pojechali do Kijowa w tym samym celu, co ich towarzysz podróży, Janez Janša. Populista z Lublany nazywany jest słoweńskim Putinem. Nie tylko ze względu na podobne zachowania. Również ze względu na to, że Janša nieraz się kłaniał temu prawdziwemu, rosyjskiemu Putinowi. Teraz chce zmyć z siebie tę hańbę.
Podobnie Kaczyński i Morawiecki. Coraz więcej Polek i Polaków dostrzega, że liderzy PiS świadomie imitują putinowskie wzorce i otoczeni są działaczami o kremlowskich powiązaniach. Trudno nie pamiętać, że Jarosław Kaczyński w 2014 r. wykorzystał propagandowo nielegalne nagrania z warszawskich restauracji – choć musiał wiedzieć, że operacja nagraniowa odbyła się z rosyjskiej inspiracji. Trudno nie pamiętać, że Kaczyński już trzy dekady temu spotykał się z Anatolijem Wasinem, rezydentem wywiadu Kremla i przy butelce wymieniał z nim informacje. A potem kłamał o tych spotkaniach.
Rzecz jasna, należy się cieszyć, że wysocy rangą przedstawiciele RP znaleźli się w ostrzeliwanym Kijowie. To ważny gest dla Ukraińców. Nawet jeśli wykonują go osoby niegodne swej funkcji i kierujące się niskimi pobudkami. Wiele wskazuje, że Kaczyński z Morawieckim nie pojechaliby do Kijowa, gdyby nie musieli przykryć piętna ludzi Kremla.
Jednak za tą wizytą mogą stać inne kalkulacje.
Sygnał dla kremlowskich „umiarkowanych”?
Prezydent Zełeński ogłosił właśnie, że Ukraina rezygnuje z aspiracji do NATO. To sygnał dla Rosjan: twierdzicie, że główną przyczyną wojny jest możliwość naszego wstąpienia do NATO? No to usuwamy tę przyczynę, a wy zostawcie nas w spokoju! Rzecz jasna, Zełeński nie wysyłałby takiego sygnału do Moskwy, gdyby nie był pewien, że ktoś może go tam posłuchać. Czy tym kimś jest Władimir Putin? To wątpliwe. Rosyjski dyktator najwyraźniej wybrał drogę eskalacji, nie mediacji. Jeśli ktoś mógłby posłuchać Zełeńskiego, to frakcja umiarkowana na Kremlu. To ona może naciskać na Putina, żeby wycofał się z okrutnej, kosztownej i kompromitującej wojny.
Na działalność takiej frakcji wskazuje również sprawa Mariny Owsiannikowej, która zasłynęła swym telewizyjnym wyczynem. Dziennikarka niespodziewanie pojawiła się na ekranie podczas poniedziałkowego wydania popularnego rosyjskiego programu informacyjnego. Stanęła za prezenterką z plakatem antywojennym, na którym widniały hasła: „Stop War” („Zatrzymać wojnę”), „Nie wierzcie propagandzie”, „Oni was okłamują”. W internecie zamieściła też filmik, w którym tłumaczyła, dlaczego porwała się na coś takiego.
Eksperci podejrzewają, że happening Owsiannikowej mógł zostać przeprowadzony... za zgodą władz Rosji. Tak uważa Anton Szechowcow, wielki znawca rosyjskiego reżimu. Szechowcow przypomina, że w kremlowskich stacjach TV programy informacyjne z reguły nie idą na żywo. A wszystko, co dzieje się w redakcjach, podlega bardzo surowej kontroli. Zatem chodziłoby o to, aby poprawić wizerunek Kremla, który w krajach Zachodu drastycznie się pogorszył. Chodziłoby o to, aby pokazać, że Rosja jest normalnym krajem, w którym można np. protestować... Taka poprawa wizerunku zmniejszyłaby w krajach zachodnich poparcie społeczne dla antykremlowskich sankcji.
Podobnie uważa ukraiński polityk Roman Hryszczuk. Również według niego mamy do czynienia z zaplanowaną akcją Kremla. Hryszczuka uderzyło to, że dziennikarka użyła hasła angielskojęzycznego („Stop War”). Zatem sformułowanego w języku obcym i zapisanego obcym dla Rosjan łacińskim alfabetem. Tak, jakby to zagraniczni widzowie byli głównym adresatem operacji.
Warto też odnotować, że Owsiannikową na razie ukarano jedynie grzywną w wysokości 30 tys. rubli (ok. 1200 zł). A wróżono jej raczej 15 lat obozu koncentracyjnego... To jeszcze może ją spotkać. Grzywnę wymierzono za internetowy filmik, w którym dziennikarka tłumaczy swoje racje. Za wtargnięcie na wizję podczas transmisji programu Owsiannikowa ma dopiero odpowiedzieć. Jednak nie zatrzymano jej w areszcie śledczym, tylko wypuszczono do domu. To kolejny przejaw łagodności nietypowej dla reżimu Putina.
Wielki strateg wygasi rosyjskie wyrzutnie?
Trudno w tej sprawie wyrokować. Przesądzanie: „To ustawka!” może skrzywdzić Rosjankę. Jedno jednak jest jasne. Ktoś tutaj gra na odwilż. Jeśli reżim zainscenizował akcję Owsiannikowej, to znaczy, że sonduje możliwości ocieplenia atmosfery. Chce sprawdzić, czy ktoś jeszcze może uwierzyć w „ludzką twarz Moskwy” i czy warto taką twarz pokazywać... A jeśli Owsiannikowa faktycznie jest zbuntowaną bohaterką? W takim razie względnie łagodne potraktowanie rebeliantki wskazuje na to samo. Istnieje jakaś frakcja umiarkowana, która chce ocieplić atmosferę, oszczędzając odważną kobietę.
Kaczyński i Morawiecki mają w swoim otoczeniu niejednego „rosyjskiego łącznika”. Mogą otrzymywać nienajgorsze informacje o tym, co w Moskwie piszczy. Czy dzięki tym informacjom Jarosław Kaczyński chce zagrać o wielką stawkę? Czy się spodziewa, że frakcja umiarkowana przekona Putina do zawieszenia broni? Gdyby tak się stało, Kaczyński mógłby przypisać sobie chwałę. Propaganda PiS przekonywałaby nas, że zjawienie się „wielkiego stratega” z Polski w sercu napadniętego kraju onieśmieliło agresora. Słyszelibyśmy, że to przedstawiona przez Kaczyńskiego wizja zbrojnej misji pokojowej NATO w Ukrainie wygasiła rosyjskie wyrzutnie pocisków.
Co to znaczyłoby dla Polski? Nic dobrego: polski Putinek znów mógłby paradować w masce anty-Putina.
Oczywiście, taka kalkulacja byłaby bardzo ryzykowna. Jak powiedzieliśmy wcześniej, Władimir Putin wszedł na ścieżkę eskalacji – co dziś znaczy: powszechnego zniszczenia. Wszystko wskazuje, że frakcja umiarkowana na Kremlu próbuje powstrzymać dyktatora. Wiele jednak wskazuje, że to będzie trudne. A ci, co znajdą się w polu rażenia, mogą ucierpieć.
Wariant najbardziej niepokojący
Całą tę sytuację można jednak analizować w jeszcze jeden sposób. Jak rosyjska propaganda może przedstawić słowa Kaczyńskiego o misji pokojowej NATO? Może powiedzieć: no proszę, Ukraina rezygnuje ze wstąpienia do NATO, ale jednak nie rezygnuje ze zbrojnej obecności NATO na swoim terytorium! Ze zbrojnej obecności, którą zdradzieccy Ukraińcy i Polacy nazywają pokojową! To szczególnie podły podstęp zgniłego Zachodu!
Wypadałoby spytać, do jakiego stopnia Kaczyński uzgodnił swoje wystąpienie z prezydentem Zełeńskim. Brzmi bowiem tak, jak gdyby chciał sabotować sygnały pokojowe wysłane przez Ukrainę do frakcji umiarkowanej na Kremlu.
Tomasz Piątek