W 2015 i 2016 roku suwalski poseł Jarosław Zieliński prowadził wielką rekrutację. Wielką, bo rekrutowano na wszystkie kierownicze stanowiska w regionie, na które tylko przełożenie może mieć poseł.
Od naczelnika poczty, przez komendantów policji i straży pożarnej, na nadleśniczych kończąc – opowiadają nam leśnicy z Podlasia.
Porozmawiamy po cichu
Z leśnikami spotykam się w absolutnej dyskrecji i anonimowo. Częściej w kawiarni w mieście, niż na terenie jednego z trzydziestu jeden nadleśnictw, podlegających Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. To obszar obejmujący Podlasie i część Mazur. Cztery parki narodowe: Białowieski, Biebrzański, Narwiański i Wigierski i kilka parków krajobrazowych. Powierzchnia zarządzanych przez dyrekcję gruntów to ok. 620 tys. hektarów, z czego lasy to blisko 580 tys. hektarów.
– Jeszcze 5-6 lat temu, dojrzały leśnik, taki, co już myśli o śmierci, chciał być chowany w mundurze. Od wieków był taki zwyczaj. Pogrzeb z wielką pompą, galowy mundur i czapka na trumnie. To się skończyło. Dziś leśnicy sobie tego nie życzą. Ja też, jak będę umierać, to każę się pochować w garniturze. Nie ma już etosu służby – mówi były nadleśniczy, zwolniony ze stanowiska w 2016 roku. Od dwóch lat na emeryturze. Mimo tego pewnego, dającego niezależność statusu, nie zgadza się na rozmowę pod nazwiskiem. Mówi, że żyjąc tu i funkcjonując w lokalnej rzeczywistości, ma wciąż zbyt wiele do stracenia. Już sama rozmowa z dziennikarzem, to dla niego ryzyko.
– Tryumfuje serwilizm, ktoś kto jest wierny, może być bierny. Skutecznie uprzątnięto z Lasów etos pracy leśnika. Zaczęli pracować od godz. 7:00 do 15:00. Tego nie było nigdy. Znika pojęcie służby. Dojeżdżają po 40 – 60 km do pracy, są z nadania. Jak oni mają się utożsamiać ze służbą? Najważniejsze jest, żeby uzyskać odpowiednie pobory i korzystać z apanaży. Gratisem dla nadleśniczego ma być to, że ma samochód służbowy, może mieszkać w leśniczówce i tym samochodem dojeżdżać do pracy. Ale jakby się przyjrzeć dokładniej, to okazałoby się, że od 2015 roku leśnicy zarabiają coraz mniej. W lipcu dostali pierwszą od pięciu lat podwyżkę, na tzw. punkcie. Ludzie uciekają z Lasów, wolą iść do fabryki mebli, gdzie dostaną 4 tys. zł na rękę. Tymczasem, opinia publiczna jest przekonana, że jest zgoła inaczej, że leśnicy mają coraz więcej. To przez ich zły wizerunek, na który sobie w ostatnim czasie słusznie zasłużyli – mówi.
– Pan wie, co teraz znaczy w Lasach Państwowych wystąpić pod nazwiskiem? Nawet jeśli się ma niepodważalne dowody na niegospodarność, korupcję, nepotyzm, mobbing? To ja panu powiem. Koniec kariery. Jeśli pracownik Lasów staje się niebezpieczny, to nie liczy się jego przydatność do pracy, tylko umocowania i pochodzenie polityczne – słyszę od drugiego, też doświadczonego i zbliżającego się do emerytury leśnika.
Spotykamy się wieczorem w leśniczówce. Nie jest jego, leśnik twierdzi, że "za mało zarabiał, żeby dom postawić". Mieszka razem z żoną, która, kiedy tylko słyszy, że zaczyna opowiadać o pracy, załamuje ręce i odchodzi. Najpierw zaparzyć herbaty, a potem na dobre znika gdzieś w kuchni. Dorosłe dzieci wyjechały na studia i za chlebem. Najbliżsi sąsiedzi mieszkają kilka kilometrów dalej. Wokół żywego ducha, nie licząc czarnego jak diabeł psa, który pilnuje obejścia.
– Jak się wyplątać z tego, że ma się "budę" i dostaje "michę"? – pyta trzeci leśnik, któremu do emerytury zostały 4 lata. Nadleśniczym był aż 15 lat, dziś podobnie jak kilkudziesięciu innych, zwolnionych po 2015 roku nadleśniczych, jest inżynierem nadzoru w innym niż „rodzinne” nadleśnictwie. Musi dojeżdżać 20 km.
– Człowiek, jak kończy 35 lat, zazwyczaj ideały zastępuje pragmatyką życia – kontynuuje. – A leśnik dostaje mieszkanie, służbowy samochód, całkiem niezłą, jak na zarobki w biednym regionie pensję, dodatki i przyzwoity socjal. Proszę mi znaleźć inną państwową firmę, która za lojalność oferuje aż takie warunki... Może TVP? – śmieje się leśnik, ale oczy ma smutne.
Wielka rekrutacja
Na Podlasiu tajemnicą poliszynela jest wielka rekrutacja, jaką prowadził w 2015 i 2016 roku suwalski poseł Jarosław Zieliński. Wielką, bo rekrutowano w wielu powiatach na kierownicze stanowiska w regionie, na które tylko przełożenie może mieć poseł. Od naczelnika poczty, przez komendantów policji i straży pożarnej, na nadleśniczych kończąc.
– 80 procent z nas, nadleśniczych poleciało. Zostali tylko ci, którzy się zapisali do PiS-u. Mi nawet nikt nie proponował – opowiada najmłodszy z moich rozmówców, były nadleśniczy - Postawiłem się publicznie kuzynowi Kaczyńskiego, dyrektorowi Lasów Państwoych Konradowi Tomaszewskiemu, kuzynowi Jarosława Kaczyńskiego. Ale to i tak nie miało żadnego znaczenia, chodziło o to, żeby wymienić wszystkich, którzy zajmowali jakieś stanowiska za poprzedniej władzy. A później, mimo pełnej obsady kadrowej, nadleśniczowie nagle, ni z tego ni z owego, pozatrudniali jakieś nowe osoby. I czasem tylko bąknęli swoim podwładnym, że "musieli zatrudnić". Tak było w moim nadleśnictwie, nagle pojawili się ludzie kompletnie niekompetentni, za to mocno umocowani. Dziś jestem w poprawnych stosunkach ze swoim szefem, który przed dobrą zmianą był moim zastępcą. Mówimy sobie dzień dobry, ja go chyba niezbyt poważnie traktuję, a on mi w niczym nie może pomóc. Zaszkodzić w sumie też nie – kończy rozgoryczony kolejny rozmówca z Lasów.
Byłego nadleśniczego, dziś inżyniera nadzoru, któremu do emerytury zostały 4 lata, z szefowskiego stołka odwołano stosunkowo późno, bo w połowie 2016 roku. Jego koledzy, z sąsiednich nadleśnictw, dużo wcześniej musieli pożegnać się ze stanowiskami. On już od września 2015 roku spodziewał się, że poleci. Myślał nawet, że jako jeden z pierwszych. Nie krył się z bliskiej znajomości z pewnym wpływowym na Podlasiu posłem opozycji. I to wystarczyło. Nikt mu tego oficjalnie nie powiedział, ale uważa, że był to główny powód, a jego zwolnienie przedłużano z powodu szczególnej sytuacji życiowej w jakiej się znalazł. Prosi, żebym nie zdradzał szczegółów.
– Odwołuje się człowieka, a później przez trzy miesiące trzyma się w niepewności. Może cię zatrudnimy, może nie – opowiada. – I najczęściej daje się mu jakąś pracę w biurze specjalisty. Byłem świadkiem, jak podczas jednej z narad nadleśniczych, dyrektor Nowak podszedł do jednego z nas i powiedział: „to ja odwołuję ciebie”. Człowiek nawet jeszcze nie zdążył usiąść. Mnie odwołano w bardziej godny sposób. Może z racji stażu. Przyjechali do mnie z kadrową, wcześniej zadzwonili i powiedzieli, po co jadą. Ale przecież ja wiedziałem, że zostanę odwołany, bo wcześniej były już trzy podejścia, nad którymi niestety pracowali moi koledzy nadleśniczowie z najbliższej okolicy. Mówiłem im, że OK, że się z tym zgadzam. Że jak przychodzi nowa władza, to ma prawo obsadzać na kierowniczych stanowiskach „swoich” ludzi. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ta władza stosując szczególny rodzaj polityki kadrowej w Lasach na Podlasiu, potrafi inspirować ludzi do najgorszych i znanych ze słusznie minionego systemu działań - twierdzi.
Donosy, szykany, ostracyzm, nepotyzm i zmowy milczenia
– W Lasach Państwowych zapomniano o czymś takim, jak obowiązująca od dziesięcioleci ścieżka kariery – kontynuuje mój rozmówca. – Dziś z sekretarza można stać się nadleśniczym. Podam przykład: facet, który zajmował się edukacją leśną dzieci i przez 15 lat robił zdjęcia lasu, a od nastania dobrej zmiany fotografował Zielińskiego i kolejne pomniki, które odsłaniał podczas kolejnych uroczystości religijnych i narodowych którym przewodniczył. I ten gość został nadleśniczym. Ominął stanowiska: podleśniczego, leśniczego, inżyniera nadzoru i zastępcy nadleśniczego. Nawiasem mówiąc, nadleśnictwo prowadzi źle, wciąż słyszę o konfliktach z załogą i problemach finansowych – opowiada.
Pytam go o obowiązki nadleśniczego.
– Powinien mieć pojęcie, ile i na co wydać – odpowiada i chyba wie, co mówi, w końcu był nadleśniczym aż 15 lat – Musi ogarnąć: dział sekretarza, który odpowiada za organizację i funkcjonowanie biura oraz wszystkich nieruchomości, które posiada nadleśnictwo. Do tego dział gospodarki leśnej, straż leśną, inżyniera nadzoru i głównego księgowego. Nadleśniczy musi to wszystko spiąć. Tymczasem dziś dobór kadr odbywa się tylko i wyłącznie kluczem partyjnym i po pozytywnym przejściu rekrutacji „kadrowego”, jak nazywa się na Podlasiu posła Jarosława Zielińskiego – mówi rozgoryczony leśnik z wieloletnim stażem.
Pogarda do szefa i munduru
Najstarszy, dziś już emerytowany nadleśniczy, mimo, że nie pracuje już dwa lata, wciąż żyje sytuacją w firmie. Jest też w bliskich relacjach z obecnym nadleśniczym, podobnie jak w przypadku najmłodszego, kiedyś jego zastępcą. Opowiada, że ten smutny obraz jest szerszy i dotyczy wszystkich służb mundurowych. Twierdzi, że podobnie jak wojskowych, policjantów, strażaków i leśników uczy się dziś pogardy: do szefa i munduru.
"Mundurowi nie czują już dumy, ani szacunku do swojej służby"
– Staliśmy z innymi nadleśniczymi na papierosku przed nadleśnictwem – opowiada. – Mieliśmy naradę mieć. I podjeżdża samochód na parking, wychodzi gość z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych z Białegostoku i nawet nie witając się z nami mówi: „przyjechałem wam nadleśniczego wyp***ć”. Mnie odwołali trochę później, po jednym z zebrań, w pewnym powiatowym mieście, na którym dowodził ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński – opowiada doświadczony leśnik.
– Obecni nadleśniczowie są w większości członkami PiS-u, całą resztę stanowią zwolennicy, miłośnicy i inni popieracze władzy. Może i są jakieś pojedyncze bezpartyjne jednostki, ale albo są przez kogoś trzymane, na zasadzie kuzyn biskupa czy bratanek posła, albo jeszcze z innych powodów są nie do ruszenia. Na kierowniczych stanowiskach nie ma absolutnie nikogo spoza partyjnej układanki i bez zgody Zielińskiego, a ostatnio też księdza Tomasza Duszkiewicza [ks. Tomasz Duszkiewicz jest szarą eminencją w Lasach Państwowych na Podlasiu, przyjaciel śp. ministra Jana Szyszki, myśliwy, biznesmen, blisko związany z ojcem Tadeuszem Rydzykiem – red.]. Bez ich namaszczenia nie ma mowy o objęciu jakiegokolwiek stanowiska w Lasach. Jeżeli prześledzi się drogę zawodową dzisiejszych nadleśniczych i ich zastępców, ale też naczelników, specjalistów i dyrektorów z regionalnych dyrekcji, nie tylko na Podlasiu, okaże się, że w wielu przypadkach nie spełniają warunków niezbędnych do pełnienia tej funkcji. To, że mnie całkiem na zbity pysk nie zwolnili zawdzięczam solidarności kolegi – opowiada były nadleśniczy.
– Kiedyś można było liczyć na to, że jak mnie wywalą stąd, to mam kumpli tu i tam i na pewno któryś mnie gdzieś zatrudni. W tej chwili już nie. Została zerwana nić solidarności. Jest ta stara ekipa, która się trzyma, ale na resztę nie ma co liczyć. Młodzi nadleśniczowie albo ci obecni z nadania partii, nie mieliby się do kogo zwrócić po pomoc – mówi emerytowany nadleśniczy z Podlasia.
Leśni pielgrzymi do o. Rydzyka
Nie każdy jednak miał tyle szczęścia, co byli nadleśniczowie, którzy stracili co prawda stanowisko, ale nie pracę. Zwolniony z Lasów Państwowych w marcu tego roku entomolog został całkowicie bez zajęcia. Twierdzi, że wyleciał za to, że był zbyt zielony i współpracował z organizacjami zrzeszającymi znienawidzonych dziś w Lasach Państwowych „eko-terrorystów”.
– To absurd, bo ja w nadleśnictwie byłem specjalistą od ochrony przyrody, więc taka współpraca była w zakresie moich obowiązków – opowiada. – Na odchodne usłyszałem, że zrobiłem aż 100 stref ochronnych, że to jest jakieś nieporozumienie i nara! – denerwuje się dziś bezrobotny entomolog, który przedstawia mnie jeszcze innemu „niepokornemu zielonemu” byłemu pracownikowi Lasów Państwowych, do tego całkowicie wyłamującemu się z niepisanych, ale ogólnie obowiązujących w Lasach zasad. On z kolei twierdzi, że stracił pracę w nadleśnictwie m.in za to, że nie jeździł za wszystkimi na pielgrzymki do Torunia.
– Kolega, z którym wtedy dzieliłem kancelarię, był leśniczym i musiał jechać – opowiada z ironicznym uśmiechem. Miał więcej szczęścia niż jego kumpel entomolog. Kilka miesięcy po zwolnieniu, odezwał się do niego inny kolega ze studiów i zaproponował mu lepiej płatną pracę dla prywatnego inwestora.
Wróćmy na pielgrzymkę do Ojca Dyrektora.
– Było nakazane, że wszyscy mają obowiązek jechać, a ja mówię, że nie jadę – opowiada "niepokorny" były pracownik Lasów Państwowych – A ten mój kolega leśnik ciągle mi głowę truł: Ale czemu nie jedziesz? Ty nigdy nie chcesz pojechać. A co ty, niewierzący jesteś? I tak przez następne kilka dni. Aż w końcu mu mówię: „Słuchaj, to nie ma żadnego znaczenia, czy ja jestem wierzący, czy nie. Szkoda mi czasu. Mam co robić w sobotę, mogę z dziećmi pobyć, przy domu coś ogarnąć”. A on: „No jedź! Tylko na sztukę, będziesz miał dwa dni wolnego za to. Słuchaj, bo ja muszę, zrozum mnie, zapełnić ten autokar. Ty nawet nie musisz iść na nabożeństwo, pojedziesz sobie, będziesz żuczki zbierał, tylko żebyś był. Na sztukę” – przekonywał, ale bezskutecznie. „Nie jadę” – skończyłem temat.
I w poniedziałek ten kolega przychodzi do pracy i pytam go: „Jak tam było?” A on: „Daj ty spokój, stówkę straciłem. Wszystko miało być za free, żarcie, obiad, przejazd mieli pokryć. Ale wziąłem sobie 5 dych do kieszeni na flachę, wiedziałem, że kumpli spotkam. I przed Toruniem, w autokarze koleś chodzi, że składka na prezent dla ojca Rydzyka. To mówię: no trudno i chciałem mu dać te 5 dych. A ten, że nie, że składka jest po 100 zł. Ale ja nie mam tyle – mówię. No co ty? Nie masz stówy? Od wszystkich zebrał i poszedł się poskarżyć naszemu nadleśniczemu, że jeden się nie dorzucił. I szef przyszedł do mnie i mówi: co ty odpierdalasz? Jak to stówy nie masz! No nie mam, wszystko miało być za darmo, to nie wziąłem – tłumaczę. I słuchaj. Wjeżdżamy do Torunia, autokar podjeżdża pod bankomat, szef wychodzi i swoja kartą z bankomatu wyciąga stówkę, daje mi wkurwiony, żebym nie zapomniał oddać. Ale w sumie jej nie straciłem, bo i tak wszystkim, co byli na pielgrzymce do premii dorzucą po 200 zł i po 2 dni urlopu” – Tak mi powiedział ten mój kolega leśnik, a ja się tylko niepotrzebnie wkur***em - kończy swoją historię "niepokorny".
– Jak dla mnie, to jest to wyprowadzenie pieniędzy ze spółki skarbu państwa – wtrąca zwolniony entomolog. – Autokarów u Rydzyka był cały plac i w każdym taką kopertę szykowali, a później z kasy Lasów każdemu zwrócili podwójnie. Wyobrażacie sobie, jakie to są pieniądze? – pyta, ale nie oczekuje odpowiedzi, bo wie, że sobie nie wyobrażamy.
– Po tej pielgrzymce powiedziałem szefowi, że to obrzydliwe. Odpowiedział, że takie czasy, że gdyby nie zorganizował autokaru, to by nie był nadleśniczym. A niedługo potem mnie zwolnił i tyle – mówi "niepokorny" były już pracownik Lasów Państwowych.
Będę czekał na nową władzę
– Od czasu, kiedy przestałem być nadleśniczym, kiedy dobra zmiana nas zmiotła z planszy, do listopada 2016 roku byłem nadleśniczym przez 9 lat – podobnie, jak inni moi rozmówcy, nadleśniczy pracy w Lasach Państwowych całkiem nie stracił. Został zdegradowany i przeniesiony do sąsiedniego nadleśnictwa. Tak, jak inni chce zostać anonimowy.
– Do emerytury zostały mi tylko 2 lata, więc nie chcę kłopotów. Będę czekać, aż zmieni się władza. Bo wie pan, ja mściwy strasznie jestem. A ci ludzie wyrządzili nam masę krzywdy. Nie użalam się nad sobą, stary jestem i nie jedno już przeżyłem. Ale widzę, jak są traktowani nasi szeregowi pracownicy. To jest zarządzanie strachem, więc atmosfera w pracy we wszystkich nadleśnictwach jest fatalna. Ludzie boją się do siebie odzywać, boją się podsłuchów w telefonach, inwigilacji w sieci. Zauważyłem u siebie w nadleśnictwie, że boją się nawet słuchać, co inni mówi. Boją się, że ktoś ich może potem pytać, postawić pod ścianą i zmusić do opowiadania o tym, co słyszeli.
Nie wolno rozmawiać o sprawach politycznych, nie wolno krytykować obecnej władzy, kierownictwa. Nie wolno podważać decyzji nadleśniczego. Nikt nawet nie próbuje, wolą siedzieć cicho – opowiada.
Zdanie „jak przyjdzie nowa władza, to się tych pisowskich wymieni" powtarza się regularnie przez każdą rozmowę.
– Jak PiS doszedł do władzy, przyjęto strategię: oni już byli, teraz trzeba nowych! To było budowanie armii janczarów, do której przystąpiła cała rzesza ludzi, którzy w absolutnie lojalny sposób zrobią wszystko, żeby tylko dostać kawałek tortu. Trzeba ich będzie wymienić, bo na lesie się nie znają za grosz. A tego lasu żal – denerwuje się leśniczy.
O sytuacji w Puszczy Białowieskiej moi rozmówcy nawet nie chcą rozmawiać. Twierdzą, że to "polityczny las". Opowiadają, że jest "totemem władzy". Nie ważne, że do puszczańskich nadleśnictw rokrocznie trzeba dopłacać, a o masowych wycinkach i harvesterach rozjeżdżających ostatni pierwotny las w Polsce - usłyszał cały świat.
– Sytuacja w pracy, nerwy i stres przyczyniły się u mnie do postępu choroby nowotworowej. Musiałem się nauczyć nie przejmować robotą. Staram się oddzielać życie od pracy, staram się nie oceniać moich współpracowników przez pryzmat poglądów. Ale czy ja jestem spełniony? Wie pan, wielu z nas leśniczych w Lasach służy z pokolenia na pokolenie. Nasi dziadkowie, ojcowie zapisali się w historii ojczyzny złotymi literami. Walczyli o Polskę i opiekowali się lasem. A ja? Satysfakcji z tej pracy już nie mam żadnej. Nie mam wpływu na nic. Pracuję do 15:00, bo po co więcej? Skoro moi koledzy z pracy, którzy są związani z obecną władzą nie ponoszą żadnych konsekwencji, bez względu na to, jak pracują. To ja poczekam aż się coś zmieni. Bo nie tylko mściwy jestem ale i pamiętliwy – kończy wyraźnie zrezygnowanym głosem.
Pytania do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku
Poprosiłem moich rozmówców, żeby za moim pośrednictwem zadali anonimowo pytania dyrektorowi białostockiej Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. Pytania wysłałem mailem na adres rzecznika prasowego RDLP w Białymstoku. Do chwili publikacji tekstu odpowiedzi na żadne z nich nie dostałem.
Za to przyszło takie pismo:
"W odpowiedzi na wniosek o udostępnienie informacji z dn. 26.07.2021 r., Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku powołując się na art. 13 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej (UDIP) przedłuża termin udzielenia odpowiedzi na ww. wniosek. Powodem przedłużenia terminu jest bardzo szeroki zakres informacji o jakie Państwo wnioskujecie. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku po zebraniu wszystkich wnioskowanych informacji niezwłocznie udzieli odpowiedzi w terminie do dnia 26.09.2021 r."
Niektóre z pytań, które zadaliśmy:
Czy w procesie powoływania nadleśniczych i zatrudniania naczelników w RDLP w Białymstoku sprawdzane było spełnienie przez nich warunków art.45 ust.2 ustawy o lasach, w szczególności pkt. 5 i 8 tego ustępu? W zakresie punktu 5 czyje opinie były brane pod uwagę? Czy opinie te są dołączane do akt osobowych?
W jaki sposób sprawdzono czy nadleśniczowie oraz inni pracownicy Służby Leśnej powołani i zatrudniani przez Dyrektora RDLP w Białymstoku po dniu 1.01.2016 r. nie byli karani za przestępstwo z chęci zysku lub innych niskich pobudek? Proszę o informację w układzie: jednostka organizacyjna – stanowisko – data powołania/zatrudnienia – data sprawdzenia karalności – nazwa dokumentu sprawdzenia.
Czy w ramach nadzoru sprawowanego nad działalnością nadleśniczych RDLP w Białymstoku prowadzi kontrole w zakresie przestrzegania w nadleśnictwach warunków art.45 ustawy o lasach przy powoływaniu pracowników do Służby Leśnej? Ile kontroli w tym zakresie przeprowadziła RDLP w Białymstoku w okresie 1.01.2016 – 1.07.2021?
Czy w biurze RDLP w Białymstoku i w nadzorowanych nadleśnictwach istnieją procedury okresowych weryfikacji pracowników Służby Leśnej pod kątem ich karalności z niskich pobudek? Z jaką częstotliwością prowadzi się weryfikację?
Jakie stanowiska pracy w biurze RDLP w Białymstoku w latach 2016-2021 funkcjonowały w systemie telepracy? Jakie koszty (w rozbiciu na rodzaje: delegacje, koszty rozmów telefonicznych, ryczałty itp.) poza kosztami wynagrodzeń, generowało każde z tych stanowisk co roku w okresie 01.01.2016 – 1.07.2021 r.?
Ile podróży służbowych w każdym roku w okresie 1.01.2017 – 1.07.2021 odbył naczelnik Wydziału Kontroli i Audytu Wewnętrznego RDLP w Białymstoku, jakie były w w/w okresie roczne koszty tych delegacji i ile z tych wyjazdów skutkowało notatką, sprawozdaniem lub protokołem kontroli? Proszę o informację w układzie: rok – ilość delegacji – koszty delegacji – ilość dokumentów dotyczących wyjazdów.
Ile zgłoszeń mobbingu wpłynęło do RDLP w Białymstoku w poszczególnych latach w okresie 1.01.2015- 1.07.2021 r. i ile przeprowadzono komisyjnych procedur ich wyjaśnienia? W ilu przypadkach komisja powołana przez Dyrektora RDLP w Białymstoku potwierdziła istnienie mobbingu w jednostkach organizacyjnych?
Jak zmienił się poziom zatrudnienia w biurze RDLP w Białymstoku w stosunku do roku 2016? Proszę o podanie liczby pracowników według stanu na 1.01.2016 oraz 1.07.2021 w podziale na pracowników z wykształceniem leśnym i innym niż leśne.
Czy w RDLP w Białymstoku istnieją procedury weryfikujące przestrzeganie przez pracowników umów o zakazie prowadzenia działalności konkurencyjnej w stosunku do LP?
Proszę o podanie terminów polowań i ilości uzyskanej zwierzyny przez ks. Tomasza Duszkiewicza i Marcelinę Puchalską [prezeska Fundacji Ekologiczne Forum Młodzieży, prywatnie znajoma ks. Duszkiewicza - RED] w podlegających Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku ośrodkach hodowli zwierzyny.
Czy dyrektor RDLP w ramach pełnionego nadzoru decyduje o możliwości zatrudnienia pracownika w podległych Dyrekcji nadleśnictwach?
Czy zdarzyło się, że w obecności dyrektora Andrzeja Nowaka [Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku -RED] ksiądz Duszkiewicz pytał pracowników LP o ich stosunek do wiary?
Jakie instytucje, fundacje, stowarzyszenia i inne organizacje pozarządowe otrzymały w 2020 r. darowizny finansowe z RDLP w Białymstoku oraz od podległych Dyrekcji nadleśnictw?
Ilu nadleśniczych zostało ukaranych karami dyscyplinarnymi w latach 2015 – 2017?
Ilu nadleśniczych odwołano ze stanowisk w latach 2015 – 2016? Nie wliczając odchodzących na emeryturę?
Na odpowiedzi wciąż czekamy
Igor Nazaruk
Wesprzyj niezależne media!