Kim jesteśmy Wesprzyj Reset Przyjaciele Ramówka Słuchaj online Słuchaj online
kraj

Publikujemy fragment książki Tomasza Piątka "Kaczyński i jego pajęczyna". Kim był Anatolij Wasin, z którym Kaczyński spotykał się regularnie u progu swojej karieru politycznej? Czemu te spotkania służyły? Książka została wydana pod patronatem medialnym Resetu

„Zaczął mnie częstować i zapraszać bardzo obficie”

Najważniejszy fragment w Porozumieniu przeciw monowładzy opowiada właśnie o tym okresie i wspomina o reżimowym SD. Fragment znajduje się na stronach 92–93. Czytamy tam, że działacze Stronnictwa Demokratycznego zapoznali Jarosława Kaczyńskiego z pewnym Rosjaninem. Jest nim „pierwszy sekretarz ambasady ZSRR Anatolij Łasin. Skontaktowali mnie z nim ludzie ze Stronnictwa Demokratycznego, kiedy Lech Wałęsa zwrócił się do mnie, bym podjął starania o jego wizytę w Moskwie. Łasin kończył studia w Polsce, ale głównie był specjalistą od Finlandii. Pierwsze spotkanie, latem 1989 r., odbyło się w lokalu SD przy ulicy Chmielnej. Przyszedł mężczyzna o dość swojskim wyglądzie z teczką […], z której zamaszystym ruchem wyciągnął flaszkę wódki. Odmówiłem nie tylko dlatego, że było straszliwie gorąco. Przede wszystkim nie chciałem się stosować do ich obyczajów. Rozmowa była bardzo ciekawa. Łasin zapytał mnie wprost, czy Polska przyjęłaby taki status jak Finlandia”.

Jak wiemy, Finlandia była krajem demokratycznym, ale w polityce zagranicznej podporządkowanym Kremlowi. Co Kaczyński na taką propozycję? „Można zaryzykować tezę, że w Polsce krótko funkcjonowało coś, co dałoby się określić mianem finlandyzacji, jesień 1989–zima 1991. W rozmowach udawałem człowieka zatroskanego tym, że mamy czas przejściowy, brak porządku, niejasny status, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, trzeba rozmawiać o tym, co dalej. Nie wiem, w jakim stopniu dał się na to nabrać, ale parę ciekawych informacji uzyskałem. W sprawie wizyty Wałęsy zwodził, twierdząc, że jest opór w Warszawie ze strony Mazowieckiego. Nie uważałem tego za nieprawdopodobne, ale po latach dowiedziałem się, że to w istocie Moskwa nie życzyła sobie takiej wizyty. Rozmowy toczyłem dalej. Łasin zaczął mnie zapraszać do swojego mieszkania na Saskiej Kępie i częstować bardzo obficie. Próbowałem się dowiedzieć, co zdarzy się w innych krajach komunistycznych, o sytuację na Węgrzech, w Czechach – gdyż zaczęła się już tam rewolucja. O oceny, a pośrednio o udział Rosjan. Wykręcał się i sam pytał. Najbardziej interesowało go to, gdzie teraz w Polsce jest biuro polityczne [główny ośrodek władzy w partiach komunistycznych i rządzonych przez nich krajach – T.P.]. Rosjanie nie wyobrażali sobie, że może istnieć system władzy bez takiego biura. Podejrzewał, że jest w Episkopacie, i próbował to u mnie zweryfikować. Z czasem zaczął opowiadać o sytuacji w Rosji, o perspektywach przywrócenia porządku, o swojej przyjaźni z Giennadijem Janajewem [sowiecki dygnitarz, przywódca nieudanego puczu z sierpnia 1991 roku, który uwięził na krótko przywódcę ZSRR Michaiła Gorbaczowa, aby zatrzymać jego liberalne reformy – T.P.]. To zwróciło moją uwagę, pomyślałem, że rozmawiam chyba z kimś ważniejszym niż sądziłem. Później w jednej z rozmów potwierdził to Józef Czyrek, minister stanu Jaruzelskiego, przedtem ważny polityk PZPR. Pytał mnie o rozmowy z Rosjanami, nie widziałem powodu, żeby je ukrywać. Powiedziałem, że były na niskim szczeblu. Zapytał o nazwisko, a gdy je podałem, uznał, że nie powinienem narzekać. Rzeczywiście, kiedy w listopadzie 1989 roku gościłem na przyjęciu [w ambasadzie sowieckiej – T.P.] z okazji rocznicy rewolucji październikowej […] zauważyłem, że rosyjski ambasador budzi wśród personelu ogromny respekt, by nie powiedzieć lęk. Ale jednego człowieka to nie dotyczyło i był nim właśnie Łasin. Uciąłem te kontakty, gdy zostałem szefem Kancelarii Prezydenta. Jednocześnie przekazałem wszystkie informacje Andrzejowi Milczanowskiemu” – pisze Kaczyński w Porozumieniu przeciw monowładzy.

Jak wiadomo, Jarosław Kaczyński często mija się z prawdą. W tym zaś przypadku opowiada o niezwykle wstydliwej sprawie. Opowiada o swoich biesiadach nad butelką z przedstawicielem ambasady Kremla. Zatem tym bardziej należy podejrzewać, że Kaczyński co nieco tu zataja. Jak również – zniekształca to i owo.

Sprawdźmy, czy uda nam się wyłapać ewentualne przekłamania.

ciąg dalszy pod filmem

Spotkanie autorskie z Tomaszem Piątkiem prowadzi Jacek Żakowski

Jak się nazywał?

Zacznijmy od tożsamości rozmówcy. W warszawskiej ambasadzie ZSRR nie pracował żaden „Anatolij Łasin”. Jednak sporą część personelu ambasady stanowili wywiadowcy, którzy działali pod tzw. przykrywką dyplomatyczną. Nieraz używali fałszywych tożsamości. Czyżby sowiecki dyplomata-szpieg podał Jarosławowi Kaczyńskiemu swoje nazwisko służbowe – służbowe i nieprawdziwe?

Ministerstwo Spraw Zagranicznych przechowuje listę dyplomatów, którzy działali w Polsce. Sporządzono ją w języku dyplomacji, czyli po francusku. W spisie dyplomatów z 1990 r. na stronie 174 znajdujemy pierwszych sekretarzy ambasady ZSRR. Wśród nich figuruje „M. Anatoli Vassine Premier Secretaire” („Monsieur Anatolij Wasin, Pierwszy Sekretarz”).

Jak widać, rozmówcą Jarosława Kaczyńskiego nie był Anatolij Łasin, tylko Anatolij Wasin (Vassine). W Porozumieniu przeciw monowładzy Kaczyński pomylił się więc o jedną literę. Tylko o jedną, chciałoby się powiedzieć, jeśli sobie przypomnimy, że kapitana Śpitalniaka przerobił na Igielniaka. Czy te pomyłki coś nam mówią? Czy Kaczyński chce nam utrudnić zidentyfikowanie funkcjonariuszy, z którymi toczył długie rozmowy?

Co do specjalności Rosjanina, to Jarosław Kaczyński zapamiętał ją dobrze. Wasin faktycznie znał dobrze Finlandię. Aż za dobrze – powie zapewne wielu Finów.

Zasięgnąłem języka w Skandynawii. Okazało się, że Anatolij Wasin pozostawił tam długotrwałe ślady. Nie zapomniał o nim Joakim von Braun, ekspert ds. bezpieczeństwa ze Szwecji. Von Braun w przeszłości współpracował z wywiadem wojskowym. A także ze słynną szwedzką służbą specjalną Säpo. To elitarny wydział policji, który zajmuje się m.in. kontrwywiadem.

Czego się dowiedziałem od Joakima von Brauna? Otóż Anatolij Akimowicz Wasin urodził się 21 września 1938 r. Służył w KGB, czyli sowieckich cywilnych służbach specjalnych. Miał w nich rangę oficera. Mieszkał w Finlandii od 1971 do 1985 r. (z przerwą w latach 1976–1977). Również i w tym kraju działał na prawach dyplomaty.

Innym moim źródłem jest były współpracownik fińskiego prezydenta Marttiego Ahtisaariego. Źródło mówi, że w latach 1981–1983 Wasin dzielił swój czas między Finlandią a Polską. Doradzał wówczas ambasadorowi ZSRR w Warszawie. Pomagał mu zwalczać „Solidarność” i Lecha Wałęsę.

W Finlandii Wasin wykazywał się wielką skutecznością. Jego agenci robili kariery, pięli się coraz wyżej. Opisują to m.in. dziennikarze Alya Shandra i Pekka Virkki. Według nich kontaktem wywiadowczym Wasina był Esko Aho, nazywany „fińskim Kennedym”. Aho zaczynał w latach 70. jako sekretarz ministra spraw zagranicznych. Potem został posłem do Eduskunty (fiński jednoizbowy parlament). W latach 1991–1995 rządził krajem jako premier. W 2000 r. niewiele brakowało, by wygrał wybory prezydenckie. W 2016 r. zasiadł na ciepłej posadzie w radzie nadzorczej rosyjskiego Sbierbanku.

O Wasinie pisze też profesor Kimmo Rentola w opracowaniu Kaitsepolitsei külmas sõjas 1949–1991 (Polityka bezpieczeństwa podczas zimnej wojny 1949–1991). Podobnie jak dyplomata i historyk Jukka Seppinen, który wydał m.in. książkę Neuvostotiedustelu Suomessa 1917–1991: Strategia ja toiminta (Sowiecki wywiad w Finlandii 1917–1991: Strategia i akcja).

Od Rentoli i Seppinena dowiadujemy się, że Anatolij Wasin budował nie tylko polityczne sieci wpływu, lecz także sieci handlowo-gospodarcze. Jak Wasin i jego koledzy pielęgnowali kontakty ze swoimi fińskimi agentami? Zapraszali ich do swoich mieszkań. Niekiedy tam z nimi biesiadowali.

Co o Anatoliju Wasinie mówią rosyjskie źródła? Zapamiętał go m.in. Aleksandr Gorbunow, wiceszef helsińskiego oddziału kremlowskiej agencji informacyjnej TASS w czasach komunizmu.

Gorbunow opisuje Wasina w swoich wspomnieniach Tehtaankatu 1 (Ulica Tehtaankatu 1). W wydaniu fińskim na s. 91 czytamy: „Wasin żałował, że generał Jaruzelski nie powiesił Lecha Wałęsy”.

Czy to mogłoby tłumaczyć, dlaczego Anatolij Wasin nie chciał Wałęsy w Moskwie? Nie do końca. Gdyby sowiecki agent chciał w latach 1989–1990 „rozwiązać problem Wałęsy”, to raczej pragnąłby zobaczyć go w Moskwie. I to podczas długiej wizyty obfitującej w atrakcje, podczas których można by nakręcić kilka kompromitujących filmów ukrytą kamerą. Kończył się bowiem czas szubienic, zaczynał się czas szantaży. Rzecz jasna, czegoś takiego KGB mogłoby spróbować i w Polsce. Jednak każdej służbie najłatwiej działa się na własnym terenie. Wyglądało zaś na to, że w 1989 r. Polska przestaje być „własnym terenem” dla KGB.

Przejdźmy do kolejnej kwestii: w jakich okolicznościach Jarosław Kaczyński poznał Anatolija Wasina, wytrawnego szpiega KGB?

W jaki sposób się poznali?

Autor Porozumienia przeciw monowładzy przedstawia nam wersję, według której spotkanie z Wasinem nie do końca stanowiło inicjatywę Jarosława Kaczyńskiego. Źródłem zła byłby Wałęsa, który w połowie 1989 r. – jak twierdzi Kaczyński – chciał jechać do Moskwy. Pan każe, sługa musi, więc Jarosław Kaczyński zaczął szukać sowieckich kontaktów. Akurat pomocnicy komunistów z marionetkowego Stronnictwa Demokratycznego znali Anatolija Wasina. Kaczyński więc się z nim spotkał i tak to się zaczęło…

Skontaktowałem się z Lechem Wałęsą. Spytałem, czy to prawda, co pisze Jarosław Kaczyński. Czy to prawda, że podczas upadku PRL-u Wałęsa chciał jechać do Moskwy i poprosił Kaczyńskiego o zorganizowanie tej wizyty?

– Prawdopodobnie prawda. Jak pan wie, ja kombinowałem, żeby rozwiązać Związek Sowiecki – odpowiedział Lech Wałęsa w swoim niepowtarzalnym stylu.

ciąg dalszy pod zdjęciem

Ryszard Kaczorowski i Lech Wałęsa fot. Szymon Łaszewski

Zdziwiłem się, że przewodniczący „Solidarności” powierzył taką sprawę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Kaczyński zajmował wysoką funkcję w organizacji. Był sekretarzem Krajowej Komisji Wykonawczej. Jednak nie odpowiadał za kwestie międzynarodowe. Od 1988 r. sekretariatem do spraw zagranicznych Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” kierował Andrzej Celiński[1].

Dopytałem więc Wałęsę, czy jest pewien, że powierzył tę sprawę Kaczyńskiemu. Okazało się, że Lech Wałęsa ma na myśli późniejszy okres, mianowicie czas swojej prezydentury. Wtedy, gdy Jarosław Kaczyński jako szef kancelarii prezydenta miał prawo zajmować się m.in. kontaktami międzynarodowymi głowy państwa.

– Kaczyński był wtedy najważniejszą osobą w kancelarii. Do pewnego czasu tak było. A kiedy nie był mi już potrzebny, to go zluzowałem – wyjaśniał Wałęsa, cały czas zachowując swój niepowtarzalny styl.

Relacja Lecha Wałęsy kłóci się z tym, co Jarosław Kaczyński mówi o swoich kontaktach z Anatolijem Wasinem. A dokładnie o przyczynie nawiązania tych kontaktów. Przypomnę: Kaczyński twierdzi, że rozpoczął spotkania z Wasinem, gdyż szukał pomocy w zorganizowaniu wyjazdu Wałęsy do Moskwy. Podaje też, że pierwszy raz spotkał się z Wasinem w lecie 1989 r.

Tymczasem Lech Wałęsa został prezydentem półtora roku później, w grudniu 1990 r. Również w grudniu 1990 r. Jarosław Kaczyński zaczął kierować jego kancelarią. Wtedy też zerwał stosunki z Anatolijem Wasinem, jak twierdzi. Zerwał, nie rozpoczął!

Jeśli więc Kaczyński próbował zorganizować moskiewską wizytę prezydenta Wałęsy jako szef jego kancelarii, to:

·        musiał to robić po grudniu 1990 r.;

·        nie mógł tego robić latem 1989 r.;

·        nie może tym usprawiedliwiać swoich spotkań z Wasinem.

Jak wiadomo, przyczyna poprzedza skutek. Nie odwrotnie. Przyczyny, dla której Jarosław Kaczyński nawiązał kontakty z Anatolijem Wasinem, należy szukać w lecie 1989 r. lub w jeszcze dawniejszej przeszłości. Nie w tym, co nastąpiło później.

Oczywiście, Lechowi Wałęsie po tylu latach mogły się pomylić daty. Może chciał jechać do Moskwy jako przewodniczący „Solidarności” w 1989 r.? Może wtedy poprosił Kaczyńskiego o pomoc, a teraz mu się zdaje, że było to później? A może Wałęsa zmienia chronologię ze złości na Jarosława Kaczyńskiego? Może nie chce przyznać, że Kaczyński załatwiał mu ważne sprawy już w „Solidarności”? Tak się bowiem składa, że Lech Wałęsa przybył do Moskwy w 1989 r. Poleciał na pogrzeb rosyjskiego uczonego i dysydenta, Andrieja Sacharowa. Nie obyło się bez przygód. Zamiast w Moskwie, samolot wylądował w Leningradzie. Dlaczego? Ze względu na złą pogodę (wersja oficjalna) albo kaprys sowieckich władz, które chciały zrobić na złość polskiemu przywódcy (wersja prawdopodobna). Wałęsa dotarł jednak do Moskwy, ale nie zdążył na pogrzeb. Czyżby to była właśnie ta wizyta, którą Lechowi Wałęsie zorganizował Jarosław Kaczyński?

Cóż, Sacharow zmarł w zimie 1989 r. Dokładnie rzecz biorąc, 14 grudnia. Pogrzeb odbył się cztery dni później. Gdyby Kaczyński wiedział o tej śmierci z półrocznym wyprzedzeniem, gdyby dlatego kontaktował się z Wasinem w lecie 1989 r. – to mielibyśmy niezły film szpiegowski. Z elementami fantastyki…

Oczywiście tak być nie mogło. Zimowa wizyta Wałęsy zaistniała jako reakcja na smutne zdarzenie z 14 grudnia. Nie mogła więc spowodować, że Jarosław Kaczyński poznał Anatolija Wasina pół roku wcześniej. Powtórzę: przyczyna nie następuje po skutku, tylko go poprzedza.

Może jednak pomysł wizyty przewodniczącego „Solidarności” w Moskwie pojawił się niezależnie od śmierci Sacharowa i znacznie wcześniej? Może zrodził się już w lecie 1989 r. albo nawet wiosną?

Jak wspominałem, w „Solidarności” za sprawy zagraniczne odpowiadał Andrzej Celiński. Gdyby Kaczyński załatwiał przewodniczącemu NSZZ „Solidarność” wizytę w Moskwie, to Celiński powinien coś o tym wiedzieć.

Zapytałem więc Andrzeja Celińskiego, czy Jarosław Kaczyński w 1989 r. starał się doprowadzić do wizyty Lecha Wałęsy w Moskwie oraz czy uzgadniał ten projekt z tamtejszymi władzami.

Andrzej Celiński odpowiedział, że o niczym takim nie słyszał.

Kolejny zgrzyt stanowi to, jak Jarosław Kaczyński przedstawia rzekome stanowisko Anatolija Wasina wobec moskiewskich planów Wałęsy. Kaczyński pisze, że Wasin: „zwodził, twierdząc, że jest opór w Warszawie ze strony Mazowieckiego”. Przypomnijmy, że Lech Wałęsa był wówczas gwiazdą światowej polityki. Tadeusz Mazowiecki – dotąd doradca „Solidarności” i szef „Tygodnika Solidarność” – dopiero wkraczał na tę scenę. Premierem został 24 sierpnia 1989 r. W pełni uniezależnił się od komunistów dopiero w lipcu 1990 r. (wtedy rząd opuścili reżimowi ministrowie spraw wewnętrznych i obrony narodowej, Czesław Kiszczak i Florian Siwicki). Gdyby Sowieci chcieli zobaczyć u siebie Wałęsę, to raczej nie przejmowaliby się Mazowieckim. A gdyby się przejmowali Tadeuszem Mazowieckim, to nie okazywaliby tego w rozmowie z człowiekiem Wałęsy. Tak samo nie zasłanialiby się Mazowieckim, aby ukryć niechęć do zaproszenia Lecha Wałęsy. Z jednej prostej przyczyny: na pewno nie chcieli, żeby Lech Wałęsa opowiadał: „Moskwa zupełnie upadła. Proponują mi finlandyzację, a Tadka się boją”.

Nawet gdyby Sowieci pragnęli rozwścieczyć Wałęsę, sugerując, że jest słabszy od Mazowieckiego, to wybraliby raczej inny sposób. Taki, który nie umniejszałby pozycji Sowietów. Im bardziej słabli jako światowe mocarstwo, tym bardziej musieli zachowywać pozory siły.

A może Wasin chciał pokazać, że Sowieci się zmienili? Przez lata deptali polską niepodległość. Teraz jednak będą okazywać formalistyczny szacunek naszej niezależności i wszelkim zachciankom nowego rządu w Warszawie… Cóż, gdyby o to chodziło, to Rosjanin raczej nie proponowałby finlandyzacji. Rozwiązania, które w oczywisty sposób upokarza Polskę, ograniczając jej niepodległość i niezależność.

Można też spróbować innej interpretacji. Czyżby agent Kremla chciał wbić klin między Lecha Wałęsę a Tadeusza Mazowieckiego? Po to, żeby Wałęsa spojrzał na Kreml jak na sojusznika przeciw Mazowieckiemu? Tu znowu powraca ta sama odpowiedź. Przecież agent Kremla mógłby wbić klin w sposób mocniejszy i bardziej pociągający dla Wałęsy, a zarazem mniej upokarzający dla Sowietów. Osiągnąłby to wszystko naraz, gdyby zapowiedział oficjalne zaprosiny dla Lecha Wałęsy od władców Kremla. „Gospodin Wałensa, w Warszawie Mazowiecki rzuca panu kłody pod nogi, ale co nam może zrobić Mazowiecki? My pana zaprosimy w Moskwu!”.

Wszystko to sugeruje, że Jarosław Kaczyński do jakiegoś stopnia mija się z prawdą w kwestii moskiewskich planów Wałęsy. Zatem nie wiemy, czy te plany istniały – albo w jakiej mierze istniały – gdy Kaczyński zaczął się spotykać z Rosjaninem. Nie mamy też pewności, że Wałęsa kazał wówczas zajmować się nimi Kaczyńskiemu. A to, co Kaczyński mówi o rozmowach z Rosjaninem na temat tych planów, brzmi zupełnie absurdalnie.

Jak widać, dość jest powodów, by przyjmować nieufnie to, co Jarosław Kaczyński pisze o przyczynie swoich spotkań z Anatolijem Wasinem. Przyczyną raczej nie było to, że Wałęsa chciał jechać do Moskwy. Powód musiał być inny.

Aczkolwiek nie należy zakładać, że Kaczyński w tej sprawie mija się z prawdą na każdym kroku. Kłamstwo tym lepsze, im więcej zawiera prawdziwych elementów. Nie wykluczam więc, że Jarosław Kaczyński faktycznie poznał Wasina dzięki działaczom reżimowego Stronnictwa Demokratycznego, z którymi się spotykał. Negocjował przede wszystkim z Tadeuszem Rymszewiczem, sekretarzem Centralnego Komitetu SD, który później został wiceprzewodniczącym tej partii[2].

Sprawdzając powiązania Rymszewicza, nie znalazłem nic, co by wskazywało na związki z sowieckim Wschodem. Jednak Kaczyński spotykał się też z Jerzym Jóźwiakiem, przewodniczącym Stronnictwa Demokratycznego. Wiemy to od samego Kaczyńskiego[3]. Jóźwiak był mocno związany z reżimem. Starał się storpedować rozmowy koalicyjne i nie dopuścić do utworzenia niekomunistycznego rządu.

– Spytałem go wówczas, czy jest przewodniczącym SD czy agentem PZPR-u – wspominał później Tadeusz Bień, szef klubu parlamentarnego Stronnictwa Demokratycznego w 1989 r.[4]

Późniejsze losy Jerzego Jóźwiaka pokazują, że nie obawiał się kontaktów ze Wschodem. Kilka miesięcy po powstaniu niekomunistycznego rządu, w lutym 1990 r. Jóźwiak odszedł z polityki. Rzucił się w wir biznesów alkoholowych. Zacznie prowadzić spółkę Legro w Zabrzu, która handlowała wódką na hurtową skalę[5]. Będzie oficjalnym dystrybutorem trunków ukraińskiej firmy Nemiroff. Ten związek okaże się tak bliski i owocny, że w 2007 r. Nemiroff przejmie Legro, które zacznie się nazywać Nemiroff Polska. Jóźwiak z członka zarządu stanie się doradcą zarządu[6].

Polacy mogą kojarzyć firmę Nemiroff jako sponsora patriotycznych ukraińskich bokserów, Witalija i Władimira Kliczki[7]. Pierwszy z nich wzbudził podziw świata jako bohaterski mer Kijowa atakowanego przez Rosjan. Jednak istnieje też druga strona medalu. Gdy Nemiroff przejmował Legro razem z Jóźwiakiem, ukraińską firmą rządził jej udziałowiec i zarządca, oligarcha Jakow Gribow[8]. W ukraińskich mediach czytamy, że oligarcha Gribow wspierał jawnie proputinowskiego polityka Wiktora Medwedczuka, później ściganego za zdradę stanu i schwytanego podczas ucieczki do Rosji. Gribow wystąpił na zjeździe partii Medwedczuka i nawoływał do unii celnej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem[9].

W 2011 r. Jakow Gribow ogłosił, że przeniesie większą część produkcji Nemiroffa do Rosji[10]. Ukraińskie media podają również, że w 2017 r. Gribow uciekł z Ukrainy przez Białoruś do Rosji[11].

Tyle o Jóźwiaku. Kończąc wątek Stronnictwa Demokratycznego, zauważmy, że Jarosław Kaczyński mógł nawiązać interesujące znajomości nie tylko na najwyższych szczeblach tej partii. Według jednego ze źródeł SD udostępniało wtedy Kaczyńskiemu samochód z kierowcą, który był zakamuflowanym esbekiem.

Kto tak mówi? Człowiek, który z niejednego pieca chleb jadł. Mianowicie Paweł Piskorski, w latach 1999–2002 prezydent Warszawy, bohater wielu afer. W 2009 r. Piskorski wstąpił do wciąż wegetującego SD i po miesiącu został przewodniczącym tej partii. A w 2020 r. złożył pracę doktorską na Uniwersytecie Warszawskim, zatytułowaną Historia Stronnictwa Demokratycznego 1980– –1991 i przygotowaną pod kierunkiem wybitnego historyka, profesora Szymona Rudnickiego. W tekście Piskorski pisze m.in. o esbeckiej infiltracji SD. Według niego prowadzili ją nie tylko konfidenci, lecz także funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Cytuję: „W centrali partyjnej pracowali też ludzie powszechnie podejrzewani o drugie zatrudnienie w MSW. Przykładem byli służbowi kierowcy przydzielani oficjelom Stronnictwa. Pochodzili oni spoza SD i uznawano ich za wskazanych przez «resort» [MSW i SB – T.P.]. Tadeusz Rymszewicz, w przeszłości wiceprzewodniczący i sekretarz CK, wspominał swojego kierowcę, który wcześniej obsługiwał Edwarda Zgłobickiego. Jeszcze wcześniej człowiek ten był kierowcą Mieczysława Moczara, więc musiał pracować dla służb. Ironia losu spowodowała, że ten właśnie kierowca został oddelegowany w kluczowych dniach tworzenia koalicji Solidarność–ZSL–SD, w ramach koleżeńskiej pomocy SD, do wożenia Jarosława Kaczyńskiego, który własnego samochodu nie miał, a musiał się przemieszczać w wiele miejsc”[12]. Edward Zgłobicki to poseł i członek władz Stronnictwa Demokratycznego w latach 70. i 80. Mieczysław Moczar, jak pamiętamy, to minister spraw wewnętrznych w latach 60., komunista-nacjonalista, agent kremlowskiego wywiadu wojskowego GRU. Kierowcy Moczara faktycznie pracowali dla służb specjalnych. Jednego z nich podejrzewano o udział w zbrojnych napadach rabunkowych, prawdopodobnie dokonywanych przez służby w latach 50. i 60[13].

Jak skończył z Wasinem, jeśli skończył?

Ostatnie słowa opowieści Kaczyńskiego o „Łasinie” brzmią: „Uciąłem te kontakty, gdy zostałem szefem Kancelarii Prezydenta. Jednocześnie przekazałem wszystkie informacje Andrzejowi Milczanowskiemu”.

Uff, chciałoby się powiedzieć. Zatem Jarosław Kaczyński w końcu zrozumiał, w co się wplątał. Aczkolwiek wyciągnął wnioski bardzo późno. Zerwał z sowieckim szpiegiem, gdy został szefem Kancelarii Prezydenta RP Lecha Wałęsy – zatem dopiero w grudniu 1990 r. Wałęsa po wygranych wyborach objął urząd prezydencki 22 grudnia 1990 r. i tego samego dnia uczynił Kaczyńskiego szefem kancelarii.

To znaczy, że Jarosław Kaczyński spotykał się z wytrawnym wywiadowcą KGB przez kilkanaście miesięcy, niemal półtora roku. Rozmawiał z nim o wielkiej polityce. Pisze, że uzyskał kilka cennych informacji. Czy jednak szpieg taki jak Anatolij Wasin przekazywałby polskiemu politykowi cenne informacje, nie uzyskując nic w zamian? Co Wasin mógł wyciągnąć od Kaczyńskiego, gdy serwował mu alkohol? Co mógł uzyskać oprócz informacji? Czy nagrywał rozmowy? Czy ukryta kamera filmowała Jarosława Kaczyńskiego lub robiła fotografie podczas tych biesiad? Już same zdjęcia Kaczyńskiego pijącego wódkę z wywiadowcą KGB stanowią materiał kompromitujący. Gdyby Rosjanie mieli takie materiały, to nie potrzebowaliby więcej, by skutecznie budzić strach w Jarosławie Kaczyńskim…

Z drugiej strony – lepiej późno niż wcale! Jeśli Kaczyński faktycznie przekazał Milczanowskiemu informacje uzyskane od Wasina, to dał je właściwemu człowiekowi. Przypomnę, że Andrzej Milczanowski od sierpnia 1990 r. kierował Urzędem Ochrony Państwa, więc odpowiadał też za kontrwywiad.

Rzecz jasna, przekazując wiadomości, Kaczyński powinien wyjawić Milczanowskiemu, skąd je ma. Bez tego służby miałyby kłopot z właściwą oceną wartości informacji. Dla analityków znajomość źródła jest równie ważna, jak pozyskana treść. Trzeba znać źródło, by wiedzieć, czy i jak informacje mogły zostać okrojone, zniekształcone, względnie sfałszowane.

Z takiej spowiedzi Kaczyńskiego przed Milczanowskim wypadałoby się cieszyć, tym bardziej że informacje od Wasina faktycznie mogły być cenne. W 1991 r. twardogłowi komuniści rozpoczęli zamach stanu w Związku Sowieckim. „Z Moskwy przychodziły złe wieści. Jeszcze w 1990 r. dostawałem je od wspomnianego wcześniej Łasina […]. Mogłem nawet zidentyfikować osobę, która będzie próbowała radykalnie zmienić bieg wydarzeń w Rosji, to Giennadij Janajew” – tak Kaczyński wspomina pucz w Porozumieniu przeciw monowładzy[14].

Sprawdźmy zatem, jak zareagowała Kancelaria Prezydenta RP Lecha Wałęsy, gdy na ulice Moskwy wyjechały czołgi Janajewa. Co zrobił urząd, którym zarządzał Jarosław Kaczyński, rzekomo tak dobrze poinformowany przez Anatolija Wasina?

Świadkowie mówią, że w kancelarii zapanował kompletny chaos. Wałęsa gorączkowo kontaktował się z komunistycznymi generałami Jaruzelskim i Kiszczakiem. Media – w tym Polskie Radio – podawały wtedy, że prezydent prosi ich o radę. Jednak były rzecznik Lecha Wałęsy, Andrzej Drzycimski, twierdzi, że Wałęsa postraszył Jaruzelskiego i Kiszczaka. „Poinformował obu panów, że panuje nad sytuacją, ostrzegł, by nie próbowali niczego kombinować i nie spotykali się na działkach […]. Panowie, pilnujcie się, bo ja was pilnuję. I zapanujcie nad swoimi” – tak Drzycimski opisał treść tych rozmów tygodnikowi „Polityka” w 2011 r.

W kancelarii prezydenta Wałęsy, zarządzanej przez Kaczyńskiego, powstał nawet pomysł, żeby prezydent Rzeczpospolitej wysłał do Janajewa… list gratulacyjny. Wałęsa miałby w nim uznać zamach stanu za wewnętrzną sprawę ZSRR. Informatorzy mówią, że premier Jan Krzysztof Bielecki w ostatniej chwili zablokował wysłanie listu.

Skąd całe to zaskoczenie? Czyżby Jarosław Kaczyński nie podzielił się z prezydentem Wałęsą i pracownikami kancelarii swoją wiedzą o nadchodzącym puczu?

Spytałem Lecha Wałęsę, czy Kaczyński ostrzegał go przed nadchodzącym puczem Janajewa. Wałęsa zaprzeczył.

ciąg dalszy pod zdjęciem

A jeśli Jarosław Kaczyński nie przestrzegł Wałęsy, to czemu nie zrobił tego UOP? Przecież UOP miał wiedzieć od Jarosława Kaczyńskiego, że szykuje się zamach stanu. Kaczyński mówi, że przestrzegł Milczanowskiego już w grudniu 1990 roku…

Jarosław Kaczyński nie tłumaczy tego w Porozumieniu przeciw monowładzy. Zamieszanie w kancelarii, wywołane przez sowiecki zamach stanu, opisuje zdawkowo w kilku zdaniach. „[…] nastąpił pucz Janajewa, długie wahania Wałęsy co do deklaracji, po której jest stronie, telefon do Jaruzelskiego i Kiszczaka. Później tłumaczył, że dzwonił po to, żeby ich ostrzec przed jakimiś akcjami. Naprawdę pewnie chodziło o to […], że mogą służyć za pośredników”[15].

Zatem Kaczyński próbuje podważyć wersję Drzycimskiego jako coś, co wymyślił Wałęsa, żeby się wybielić. W następnych linijkach książki snuje opowieść o tym, jakoby Lech Wałęsa chciał być wasalem Rosji na podobieństwo rosyjskich książąt podległych chanowi tatarskiemu… Snuje opowieść, ale nie wyjaśnia. Nie wyjaśnia, dlaczego kancelaria prezydenta była zaskoczona czymś, czego Kaczyński rzekomo się spodziewał.

A może Wasin wcale nie mówił Kaczyńskiemu o szykującym się puczu? Może Jarosław Kaczyński to zmyślił? Po to, żebyśmy uwierzyli, że Kaczyński skorzystał na zakrapianych spotkaniach więcej niż rosyjski szpieg?

Wiedział Kaczyński o szykującym się puczu czy nie wiedział? A przede wszystkim – wyspowiadał się ze wszystkiego Milczanowskiemu czy nie wyspowiadał?

Zadzwoniłem do Andrzeja Milczanowskiego.

– Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że Jarosław Kaczyński nigdy nie mówił mi o swoich spotkaniach z jakimkolwiek przedstawicielem czy pracownikiem sowieckiej ambasady. Nigdy też nie ostrzegał mnie przed Janajewem. W mojej obecności nigdy nie przewidywał puczu w Rosji. Opowiada nieprawdę. Może pan opublikować moje słowa – powiedział mi były szef UOP-u.

ciąg dalszy pod zdjęciem

Andrzej Milczanowski fot. Szymon Łaszewski

W 2021 r. wysłałem e-mail do Jarosława Kaczyńskiego. Pytałem m.in.: Czy na pewno poinformował Milczanowskiego o swoich spotkaniach z ważnym sowieckim dyplomatą i treści tych rozmów? Czy poruszali z Wasinem tematy związane z polskim bezpieczeństwem narodowym, polityką zagraniczną i obronną? Czy rozmawiali sami? Kiedy po raz ostatni spotkał się z „Łasinem” Wasinem? Czy przekazał sowieckiemu dyplomacie jakiekolwiek informacje w zamian za uzyskane od niego. Ile było tych spotkań? Jak długo trwało przeciętne spotkanie? Czy zazwyczaj pojawiał się na nich alkohol, jak dużo rozmówcy pili? Czy Kaczyński wtedy i później spotykał innych sowieckich i/lub rosyjskich dyplomatów? Jeśli tak, to kogo i w jakich okolicznościach? Co robił w ambasadzie sowieckiej na obchodach rocznicy komunistycznej rewolucji październikowej?

Do dziś czekam na odpowiedź.

Tomasz Piątek

Ilustracje i skróty od redakcji


[1] https://dzieje.pl/node/46142

[2] https://www.rp.pl/opinie-polityczno-spoleczne/art15464151-jak-odebrano-wladze-towarzyszom

[3]O dwóch takich, dz. cyt., s. 181–182.

[4] https://www.rp.pl/opinie-polityczno-spoleczne/art15464151-jak-odebrano-wladze-towarzyszom

[5] https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/rynek/2147698,1,legenda-zubrowki.read

[6] https://rejestr.io/krs/52531/nemiroff-polska/powiazania?m=wszystkie; https://www.wprost.pl/przeglad-prasy/97271/ukrainska-wodka-rusza-na-podboj-polski.html; https://mmp24.pl/ukrainski-nemiroff-powalczy-o-polski-rynek-alkoholi

[7] https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1519042,1,bracia-kliczkowie-bija-sie-tez-o-ukraine.read

[8] https://latifundist.com/dosye/gribov-yakov-semenovich; https://www.kyivpost.com/article/content/business/two-nemiroff-owners-say-plant-will-move-to-russia-119019.html

[9] https://antikor.com.ua/ru/articles/271223-rejderstvo_v_zakoni_jak_korumpovani_suddi_znishchujutj_biznes_i_rujnujutj_derhavu;https://hromadske.ua/ru/posts/ofis-genprokurora-rassleduet-poezdku-medvedchuka-i-kompanii-v-moskvu-kak-gosudarstvennuyu-izmenu; https://www.occrp.org/ru/daily/16109-pro-russian-politician-escapes-house-arrest-in-ukraine-leaves-lavish-property;https://www.bbc.com/news/world-europe-61089039

[10] https://www.kyivpost.com/article/content/business/two-nemiroff-owners-say-plant-will-move-to-russia-119019.html

[11] https://www.stopcor.org/section-politika/news-znajshovsya-pislya-majdanu-vlasnik-nemiroff-yakiv-gribov-vtik-do-pidmoskovya-18-03-2019.html https://antikor.com.ua/ru/articles/271223-rejderstvo_v_zakoni_jak_korumpovani_suddi_znishchujutj_biznes_i_rujnujutj_derhavu

[12] https://depotuw.ceon.pl/bitstream/handle/item/3904/Doktorat%20PDF.pdf?sequence=4

[13]Macierewicz. Jak to się stało, dz. cyt., s. 228.

[14]Porozumienie przeciw monowładzy, dz. cyt., s. 156.

[15] Tamże, s. 157.

Udostępnij

Tagi

Dołącz do nas

Podoba Ci się?

Obywateluj z nami