Mógł sobie Tetmajer krzyczeć: Evviva l’arte! Niech żyje, oczywiście. Tyle, że bez Nobla ten żywot bywa krótki. I kończy się w koszyku „po 5 zł”.
Zaczęło się od Doris Lessing. Od tamtego czasu Doris Lessing jest trendy. Na propsie właściwie, bo słowo trendy już nie jest trendy. A Doris Lessing jest. Na propsie rzecz jasna, bo przecież absolutnie nie trendy. Konia z rzędem temu, kto pamięta jak na polskim rynku dostępne były tylko dwie jej powieści. Skromnie wydane, wstydliwie upchnięte w serii określonej przez Pana z Księgarni jako „taka tam babska pisanina…”. Przecenione na 5 zł sztuka. Ale to było przed Noblem. Po Noblu – jak jest, każdy widzi. Doris Lessing rządzi. I gdy kupuję Miasto o czterech bramach, Pan z Księgarni z uznaniem kiwa głową, bo – wiadomo – Doris Lessing wielką pisarką jest. Bez wątpienia. Tak jak Orhan Pamuk wielkim pisarzem jest. I J.M. Coetzee. I Mo Yan, którego mogłam mieć za 9,50, gdyby tylko antykwariat nie był już zamknięty. Dzień później ta sama książka kosztowała 30 zł. Niecała doba, Nobel, a wartość chińskiego pisarza podskoczyła o 20,50.
To jednak i tak nic w porównaniu z Abdulrazakiem Gurnahem. Tamci przynajmniej na polskim rynku byli, tegorocznego noblisty natomiast nie ma. I nigdy nie było. Co więcej, nie słyszeli o nim nawet przedstawiciele intelektualnej elity. Pewnie dlatego polski internet eksplodował śmiechem po ogoszeniu werdyktu. „Well done Akademio” i heheszki. Tyle, że nie świadczy to wcale o członkach i członkiniach komitetu noblowskiego, a naszym rodzimym rynku wydawniczym. Rynku, na którym królują okładki z nagimi torsami, kryjącymi treści Blanki Lipińskiej i spółki. Rynku niechętnie spoglądającego w stronę ambitnej literatury zagranicznej. Na którym powieść znajdująca się na „krótkiej liście” Man Booker Prize przechodzi bez echa. Choć w tym przypadku to wina wydawcy – mógł przecież reklamować Ahmeda Saadawiego jako „pisarza, który przegrał z Olgą Tokarczuk”.
Wydawnictwo Poznańskie zapowiedziało kilka dni temu, że od 2022 roku będzie wydawać dzieła Abdulrazaka Gurnaha. Lepiej późno niż wcale? Jak najbardziej. Przed szansą stoją także Chinua Achebe i Haruki Murakami, wymieniani jako kandydaci do literackiej Nagrody Nobla. Dla tego ostatniego Nobel może oznaczać nie tyle wydawniczy sukces, co uwolnienie się od łatki maszyny do pisania dla japońskich gospodyń domowych. Szkoda jednak, że trzeba było dopiero Nobla, żeby wybitni pisarze zaistnieli w świadomości polskich wydawców…. Ale czego ja się czepiam? Wszyscy dostali to czego pragnęli: czytelnicy wiedzą co kupować, wydawcy - co drukować. I tylko Pana z Księgarni mi żal. Pewnie, biedaczysko, na kolejną noblistkę typował Barbarę Cartland. Jakby nie patrzeć to przecież także „babska pisanina”…
Blanka Katarzyna Dżugaj
Program autorki "Azja incognita" możecie zobaczyć w każdy wtorek o 19 na kanale Resetu Obywatelskiego