Kazimierz Wóycicki: Mapa świata bez apokalipsy

Rosja bez Ukrainy nie może istnieć jako imperium. Twierdził tak Zbigniew Brzeziński. Nic nie dowodzi tego lepiej niż obecna wojna Kremla z Kijowem. Putin za wszelką cenę usiłuje Ukrainy nie utracić, to zaś prowadzi do konfliktu z całym „kolektywnym Zachodem”. Dlatego też nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że Ukraina ma dziś globalne znaczenie.

Najbardziej przerażający scenariusz przewiduje upadek świata demokracji liberalnej w tej wojnie oraz ludobójstwo dokonane przez Rosjan na Ukraińcach.

Nie może to być najpewniej konflikt trwający latami, tak jak wojna w Afganistanie, jest bowiem mało prawdopodobne, by obu stronom starczyło sił i zasobów na tak długotrwałe starcie.

Zamrożenia konfliktu na jakimś etapie też nie należy przewidywać. Oznaczałoby to przegraną z punktu widzenia obu stron, a żadna nie będzie się godzić na porażkę. Putin posunął się tak daleko w swojej wojennej retoryce, że byłoby to dla niego równoważne z przegraną.

Alternatywą dla upadku Zachodu jest tylko scenariusz ukraińskiego zwycięstwa. I jak zwycięstwo Kremla oraz upadek Zachodu zmieniłyby mapę świata, tak samo ukraińskie zwycięstwo nie będzie lokalnym triumfem militarnym, ale da efekty w skali globu.

Przewidywanie najgorszego może być wyrazem bezmyślnego katastrofizmu (bardzo częste zjawisko w mediach, w których złe wiadomości sprzedają się dużo lepiej od dobrych) albo też służyć za ostrzeżenie mające mobilizować do działania. Dążąc natomiast do zwycięstwa, trzeba też mieć scenariusz, jak może się ono dokonać i jak do niego doprowadzić. Takiego myślenia nie należy mylić z wishful thinking.

Dlaczego Rosja może przegrać?

Jak więc i dlaczego Rosja może przegrać i jakie tego mogą być skutki? Jakie poważne argumenty i dane mogą za tym przemawiać?

Zacząć trzeba od tego, że już od dłuższego czasu przewiduje się zapaść Rosji i ewentualny rozpad ogromnego terytorium jej quasi-federacji. W roku 1991 rozpad Związku Sowieckiego był zaskakujący. Dominowała nadzieja, że fala demokratyzacji dotrze z Warszawy, Pragi i Kijowa do Moskwy z trudnymi do przewidzenia skutkami. Zamiast tego Rosja wraz z pozostałościami imperium pogrążyła się w latach 90. w chaosie. Po roku dwutysięcznym sytuacja się zmieniła. Pierwsze posunięcia Putina konsolidowały upadające państwo. Po pewnym czasie okazało się jednak, że w Rosji nie ma planów reform, że budżet opiera się na sprzedaży ropy, że demografia przeżywa kryzys, a wzniecane konflikty zewnętrzne stają się coraz bardziej kosztowne.

Mowa Putina z lutego 2007 roku w Monachium zapowiadała konfrontację z Zachodem, ale nie traktowano tego z należytą powagą w świecie, który po upadku „imperium zła” korzystał z „bonusu pokoju”. Bardziej przenikliwych analityków prowadziło to jednak do wniosku, że Rosja zmierza do upadku[1].

Najbardziej jednak przekonujący argument na rzecz rozpadu Rosji zdaje się dawać sam Putin:

Całe nasze doświadczenie historyczne dowodzi, że taki kraj jak Rosja może żyć i rozwijać się w obecnych granicach tylko wówczas, gdy jest silnym mocarstwem. We wszystkich okresach osłabienia państwa, politycznego czy ekonomicznego, Rosja stawała zawsze i w sposób nieunikniony przed groźbą rozpadu[2].

Sugestywną wizję przyszłości przedstawił też już w roku 1915 amerykańsko-niemiecki politolog Walter Laqueur. Według niego Rosja to „gogolowska trojka” pędząca w nieznane, w oszalałym i pozbawionym kontroli pędzie, stwierdzając przy tym, że Zachód ma znikomy wpływ na to, co się z Rosją stanie[3].

Rosyjską zapaść przewidują też niezależnie myślący Rosjanie tacy jak Michaił Chodorkowski[4] czy Władimir Sorokin[5]. Nigdy też chyba jeszcze emigracja z Rosji nie była tak liczna i tak przeciwna rosyjskiemu imperializmowi[6]. Rosję opuszczają masowo osoby z wykształceniem, a także osoby z pieniędzmi[7].

Rosja, nie uzyskawszy w najbliższym czasie (kilku miesięcy, roku, dwóch lat) zasadniczych zdobyczy terytorialnych, będzie musiała uznać się za przegraną. Powstanie wtedy atmosfera porażki, mimo propagandowego wysiłku, że wszystko idzie zgodnie z planem. Wojny nie będzie można prowadzić dłużej. Niezależnie jak bolesne zniszczenie dotknie Ukrainę, to Kreml będzie na straconych pozycjach – rozstrzygająca będzie pogarszająca się sytuacja wewnętrzna w samej Rosji.

Aby do takiego stanu doprowadzić, niezbędna jest solidarna pomoc Zachodu. Jego zdecydowana wyższość gospodarcza[8], dotycząca też technologii wojskowych, stanowi zasób, który może nieustanie wspomagać Ukrainę. Dzięki temu Kijów, wraz z odwagą jego żołnierzy i gotowością do poświęceń całego społeczeństwa, ma przewagę nad Moskwą.

Sankcje, konieczne do wygrania wojny[9], trwać będą dalej przez pewien czas po jej zakończeniu. Rosja stanie się państwem na wpół upadłym z wciąż bardzo ograniczonym dostępem do zachodnich technologii. Będzie się tak działo, nawet jeśli Rosja odniesie pewien postęp w reorientowaniu swojej wymiany handlowej w kierunku Azji.

Taka porażka oznaczać będzie koniec Putina. Trudno sobie wyobrazić, aby mógł przeżyć sprowokowaną przez siebie katastrofę. Bułgarski analityk Iwan Krystew stwierdzi, że „utrata Krymu byłaby dla Putina gorsza niż śmierć”[10]. Być może jakiś postputinowski reżym utrzyma autorytarny charakter władzy na pewien czas metodami policyjnymi[11]. Sytuacji w niczym to nie zmieni. Utrzymanie autorytarnego systemu władzy będzie coraz trudniejsze. Nie będzie on zdolny do reform, co tylko pogłębi kryzys. Rosja w zasadniczy sposób się osłabi.

W swojej nowszej historii Rosja ponosiła już kilkakrotnie poważne porażki. Tak było w wojnie krymskiej, wojnie z Japonią, w pierwszej wojnie światowej czy wreszcie w wojnie w Afganistanie. Za każdym razem wywoływało to wewnętrzny kryzys, poluzowanie reżymu lub jego rozpad (dotychczas zawsze krótkotrwały). Po przegranej z Kijowem porażka byłaby znacznie głębsza i szczególnie poniżająca. Mit Rosji, w szczególności Rosji imperialnej, prysłby i trudno byłoby go podtrzymać nawet w samej Rosji.

Rosję czeka rozpad?

Ogrom terytorium będzie w tej sytuacji coraz większym ciężarem. Jego utrzymanie przy kryzysie w centrum i braku pieniędzy będzie zadaniem karkołomnym. Odległe od Moskwy prowincje będą musiały dawać sobie radę same, a ich pretensje do samodzielności stawać się będą coraz silniejsze.

W tej sytuacji rozpad rosyjskiej quasi-federacji wydaje się wysoce prawdopodobny (przypomnijmy raz jeszcze, że rosyjskie imperium rozpadało się już kilkakrotnie). Pociągałoby to trudne do przewidzenia skutki o geopolitycznym znaczeniu.

Niewykluczone, że pojawiłaby się na Zachodzie tendencja, aby utrzymać terytorialną integralność Rosji z uwagi na ową nieprzewidywalność, a także obawy, że na ogromne terytoria z jej naturalnymi bogactwami wkroczą Chiny.

Ogrom obszarów północnej Azji stwarza złudzenie wielkiego potencjału do wykorzystania. Słabszym jego punktem jest jednak niezwykle niska gęstość zaludnienia (pięć osób na kilometr kwadratowy) i warunki klimatyczne. Właśnie te czynniki przyczyniły się do tego, że teren ten był tak trudny do zagospodarowania i stanowił dla imperium ciągłe obciążenie, niezależnie od wszystkich korzyści, jakie z tych terenów czerpała Moskwa.

Próby podtrzymywania integralności terytorialnej quasi-federacji byłyby kolosalnym błędem, podobnym do tego, który czyniono przy rozpadzie Związku Sowieckiego i usiłując go zahamować[12]. Trudno jednak sobie wyobrazić, aby wobec Rosji prowadzącej ludobójczą wojnę Zachód miał zastosować taryfę ulgową, w szczególności wobec konieczności odbudowy Ukrainy.

Rozpad quasi-federacji może zresztą następować niezależnie od jakiejkolwiek polityki Zachodu czy też Chin. Przyczyny, dla których wobec osłabienia moskiewskiej centrali odpaść może region królewiecki, są aż nazbyt oczywiste i już teraz widoczne. Można to też zaobserwować na północnym Kaukazie, w Czeczenii i Dagestanie.

Istotnym zaczynem do rozpadu resztek imperium może być przywrócenie Ukrainie Krymu, który Moskwa inkorporowała. Zachód tej aneksji nie uznał. Stwarzać to będzie ciekawy casus (również z punktu widzenia prawa międzynarodowego), odłączenie się od Federacji Rosyjskiej jednego z jej podmiotów nie będzie mogło budzić w tej sytuacji niczyjego sprzeciwu, nawet wśród zwolenników zachowania integralności Rosji[13].

Otwarcie Rosji na skutek wewnętrznego kryzysu pozwoli też na bliższe poznanie zagrożonych społeczności i zapomnianych kultur, zostawionych w otchłani imperium (a przez lepsze poznanie niszczycielskiej siły rosyjskiego kolonializmu)[14]. Jaką rolę w zachodzących przemianach odegrają wciąż zachowujący swoją tożsamość Jakuci, Buriaci, Tuwińcy, Tatarzy, społeczności Powołża i wiele innych, nie sposób dziś powiedzieć. Cywilizowany świat nie może jednak być obojętny wobec ich losu i winien poczuwać się do odpowiedzialności i pewnej winy, że społeczności te tak długo żyły w zapomnieniu. Być może pewną rolę odegra nowa tożsamość Sybiraków, z pochodzenia etnicznych Rosjan, często jednak potomków zesłańców, którzy nie będą chcieli mieć nic wspólnego z odległą i obcą im Moskwą[15].

Nawet jeśli rozpad nie dotknie całego dzisiejszego terytorium, a dotyczyć będzie tylko jego większych lub mniejszych fragmentów, Rosja wyjdzie z kryzysu wywołanego ukraińskim zwycięstwem głęboko i trwale osłabiona, biorąc pod uwagę porażkę nie tylko militarną, ale także moralną. Będzie to też zwycięstwem Zachodu. Powrót do myślenia imperialnego w Rosji nie będzie już możliwy[16].

Mapa byłej Rosji

Pytanie, co ma się stać z ogromnym obszarem byłego już imperium. Do poszczególnych jego fragmentów z pewnością zgłaszane będą pretensje, które tym razem mogą się okazać skuteczne. Chiny nie zapomniały o zabranej im Mandżurii, Japonia – o Wyspach Kurylskich. Kwestią sporną może też być ponad 20 milionów wyznawców islamu mieszkających na terenie obecnej Rosji[17]. Ani Waszyngton, ani Bruksela nie będą mogły obojętnie się przyglądać, co będzie się działo na tym ogromnym obszarze wyzwolonym z jarzma kolonializmu.

Porządek, który wyłoni się po upadku putinowskiej Rosji i rozpadzie quasi-federacji, będzie najgłębszą rewolucją porządku światowego od kilku wieków. Oznaczać będzie wycięcie gnijącego wrzodu zatruwającego cały światowy organizm.

Rosja Putina odziedziczyła schorzenia swoich poprzedniczek – Rosji carskiej, ze swoim skrzywionym procesem narodotwórczym, i Rosji sowieckiej – stając się rezerwuarem głębokich schorzeń gnębiących wieki XIX i XX, zatem kolonializmu, a następnie totalitaryzmu, niedorozwoju gospodarczego, a następnie prymitywnego uprzemysłowienia niszczącego środowisko naturalne, rozsadnikiem irracjonalizmu, toksycznie szerzącym populizm poza swoimi granicami, manipulującym obrazami przeszłości itd. Na koniec jej symbolem stał się przywódca, którego zbrodniczy instynkt porównać można jedynie ze skłonnościami Hitlera i Stalina, Mao Zedonga czy Pol Pota.

W żadnym wypadku nie należy wyobrażać sobie świata po Putinie jako beztroskiej utopii.

Gdy analizuje się scenariusz zwycięstwa Ukrainy, pytanie, co się stanie z Rosją, wcale nie jest jednak najważniejsze. Znacznie istotniejsza będzie kwestia tego, jaką drogą pójdzie Zachód[18] i jaki kształt przybierze globalna polityka.

Dopiero wtedy, gdy niebezpieczeństwo rosyjskiego imperializmu i autorytaryzmu zostanie zażegnane, świat będzie się mógł zająć debatą o gnębiących go problemach. Nie zakłócą jej cyniczne i planowane w niebywałej skali manipulacje wojny dezinformacyjnej, niemniej nie będą to debaty łatwe wobec ich powagi i konieczności wprowadzenia pilnych, ogólnoświatowych rozwiązań.

Wojna w Ukrainie nie odracza groźby katastrofy klimatycznej, zwycięstwo w tej wojnie nie usunie społecznego wrzenia związanego z obecnym przyspieszeniem cywilizacyjno-technologicznym, ze zmianami struktury społecznej i obyczajowymi, ani napięć między bogactwem a biedą. Nie usunie też pytania o nowe formy demokracji – realizującym nieusuwalne zasady państwa prawa z podziałem władz, prawami człowieka i swobód obywatelskich, wolnością mediów – odpowiadające tym wyzwaniom.

Ważne też pozostanie pytanie, co było przyczyną tego, że po zwycięstwie Zachodu w zimnej wojnie dopuszczono do częściowej odbudowy państwa, które już wcześniej stanowiło tak wielkie zagrożenie. Co było tego przyczyną? Krótkowzroczność polityków, „nieznośna lekkość bytu”, która przysłoniła politykom i całym społeczeństwom rzeczywistość i nie pozwoliła myśleć o zagrożeniu wojną, fałszywie rozumianym „bonusie pokoju”? Egoizm „wielkich pieniędzy” z całą pewnością w świecie nie zniknie, choć świat pozbędzie się państwa, które wielkich pieniędzy używało do świadomej korupcji innych państw, w którym wielki pieniądz był w skrajny sposób upolityczniony, do pewnego stopnia wyjęty spod mechanizmów rynkowych i wyłączony spod publicznej kontroli. Konieczny będzie namysł nad tym, jak działają „wielkie pieniądze”.

Namysł nad przyczynami tego kryzys będzie towarzyszył Europie najpewniej przez dekady, zajmując historyków w nie mniejszym stopniu niż dzieje drugiej wojny światowej. Choć Putin z pewnością zestawiany będzie z Hitlerem (może nawet bardziej niż ze Stalinem, którego przypomina jedynie w wewnątrzrosyjskim kontekście), zadane zostanie pytanie, ilu było Chamberlainów i ilu politycznych ślepców niedostrzegających nadchodzącego chaosu i wojny, co doprowadziło świat na skraj przepaści.

Ewentualne powstanie na terenie Federacji Rosyjskiej nowych państw będzie również stanowiło wielkie wyzwanie polityczne i gospodarcze. Wysiłek, by nie przekształciły się one w lokalne dyktatury, będzie wymagał wspomożenia i kontroli mechanizmów demokratycznych w skali międzynarodowej.

Na terenie Europy proces integracji europejskiej będzie mógł postąpić naprzód. Trudno sobie wyobrazić, aby po upadku Putina reżym taki jak Łukaszenki mógł się utrzymać dłużej, a Białoruś pozostała poza Unią. Rewolucja na Białoruś powróci. Mechanizm wewnętrznej regulacji demokratycznej w Unii będzie mógł zostać wzmocniony, uporawszy się z politykami pokroju Orbána.

Poszerzona i wzmocniona integracją Unia Europejską nabierze większego znaczenia w globalnym wymiarze. Świat będzie mógł korzystać z bonusu pokoju. Stanie się to jednak jedynie wtedy, gdy wojnom zapobiegać się będzie odpowiednio wcześnie, a polityka bezpieczeństwa przemyślana zostanie na nowo.

I na koniec pytanie, które jest, jak się wydaje, najważniejsze. Co się stanie z Ukrainą, która odegrałaby tak niebywałą rolę w przebudowie globalnego porządku? Czy po wygranej wojnie spełni się nadzieja wyrażona w pieśni, która dziś obiega cały świat?

Oj, na łące czerwona kalina pochyliła się.

Oj, i nasza Sławna Ukraina zasmuciła się.

A my naszą czerwoną kalinę – podniesiemy!

A my naszą sławną Ukrainę, hej hej! rozweselimy![19]

Wielkim zadaniem gospodarczym stanie się odbudowa Ukrainy. Dopiero wskutek wojny świat zauważył i przekonuje się, jak ogromną rolę odgrywa Ukraina w światowej gospodarce żywnościowej. Ukraina ze swoimi naturalnymi zasobami ma szansę (i szansę tę powinna otrzymać) nie tylko się odbudować, lecz także – dzięki kluczowemu położeniu geograficznemu (graniczeniu z Rosją i usytuowaniu nad Morzem Czarnym) – stać się krajem o kluczowym znaczeniu dla Unii Europejskiej i jej globalnych powiązań.

Gdy świat pozbędzie się wrzodu kremlowskiego barbarzyństwa, możliwa będzie budowa nowego, bezpieczniejszego globalnego ładu. Taka jest stawka wojny w Ukrainie.

Byłoby to czymś wyjątkowym, gdyby jeden naród urósł do rangi symbolu wolności dla całego świata i by ponosił główny ciężar tej odpowiedzialności. Ukraina dzięki podjęciu rękawicy stała się nie tylko częścią Zachodu, lecz także symbolem Zachodu, którego zasadniczą wartością jest przecież wolność. Na pytanie, skąd się wzięła Ukraina, prawidłowa odpowiedź brzmi: z umiłowania wolności i opowieści o tysiącletniej historii, którą z uporem pielęgnuje, a także historycznemu dziedzictwu, którego nie dała sobie ukraść ani odebrać.

Jak świat, który wyłonił się po wojnie z Niemcami Hitlera, okazał się całkiem inny, niż był dotąd, tak samo świat, który wyłoni się po wojnie z Rosją Putina, nie będzie już przypominał świata, z jakim mieliśmy do czynienia przez ostatnie trzy dekady. Być może przywróci to nadzieje, które towarzyszyły przełomowi roku 1989.

Kazimierz Wóycicki

śródtytuły od redakcji


[1]
S. Enders Wimbush, Elizabeth M. Portale (red.), Russia in Decline, 2017; https://jamestown.org/wp-content/uploads/2017/08/Russia-in-Decline-Full-Text.pdf. Książka jest wynikiem projektu zainicjowanego wiele lat wcześniej w ramach Jamestown Foundation, jednego z prestiżowych amerykańskich think tanków, prowadzonego przez Paula Goble’a.

[2]
Władimir Putin o Rosji i ZSRR, wypowiedź z 16 maja 2003 roku.

[3]
Walter Laqueur, Putinism, Russia and its Future in the West, 2015.

[4]
Zob.: https://wyborcza.pl/7,75399,28600954,michail-chodorkowski-putin-wszedl-na-droge-kleski.html.

[5]
Zob.: https://www.onet.pl/kultura/onetkultura/wladimir-sorokin-rosja-przegra-wojne/cf4hzbc,681c1dfa.

[6]
Ten ruch wśród Rosjan na emigracji posługuje się biało-niebiesko-białą flagą, towarzyszącą barwom ukraińskim na demonstracjach proukraińskich i barwom białoruskim na demonstracjach antyłukaszenkowskich.

[7]
Zob.: https://www.wnp.pl/rynki-zagraniczne/cnn-milionerzy-opuszczaja-rosje-to-moze-byc-zapowiedz-zapasci-kraju,591971.html. Dodać trzeba, że do roku 2021 wywieziono z Rosji ok. 1,5 biliona dolarów. Pieniądze te były więc inwestowane w Rosji, lecz zasiliły zachodnie banki. Z drugiej strony najpewniej służyły one w najrozmaitszy sposób finansowaniu rosyjskich wpływów. Obecne sankcje są uderzeniem w część tych zasobów.

[8]
Gospodarki USA i UE są wedle każdej miary co najmniej dziesięć, a może i dwunastokrotnie większe od gospodarki rosyjskiej, a dodać można, że kraje takie jak Japonia, Korea Południowa, Kanada czy Australia również należą do tzw. Kolektywnego Zachodu.

[9]
Rosja jest poważnie uzależniona od znacznego eksportu surowców. Co dla Rosji jeszcze trudniejsze, jednocześnie jest uzależniona od znacznego importu produktów o wysokiej wartości dodanej, których nie wytwarza. 45 procent wszystkich zaawansowanych technologii wykorzystywanych przez Rosję pochodzi z Europy, 21 procent z USA, a tylko 11 procent z Chin. Sankcje ograniczają więc dostęp do technologii w bardzo poważny sposób i są bardzo trudne, a właściwe niemożliwe do obejścia. Gdy chodzi o produkcję zbrojeniową, kluczową w kontekście wojny w Ukrainie, sankcje ograniczają zdolność Rosji do produkcji precyzyjnych pocisków takich jak Iskander czy X-101. Zob.: https://www.eurointegration.com.ua/articles/2022/07/5/7142583/.

[10]
Zob.: https://www.onet.pl/informacje/newsweek/iwan-krastew-dla-putina-utrata-krymu-jest-gorsza-niz-smierc-rozmowa/0srrq1q,452ad802. Trzeba jednak dodać, że przewidywania Krystewa nie są jednoznacznie opty- mistyczne.

[11]
Oczywiście można też sobie wyobrazić, że Putin upadnie, a jakaś grupa jastrzębi prowadzić będzie wojnę przez pewien czas dalej. Tak samo jednak trudno sobie wyobrazić, aby zdolna ona była dłużej ją kontynuować.

[12]
Pamiętnym tego wyrazem było głośne przemówienie Reagana w Kijowie, mające powstrzymać Ukrainę od odrywania się od Rosji.

[13]
Warto zwrócić uwagę, że taka dokładnie sytuacja zaistniała w wypadku państw bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii – w okresie rozpadu Związku Sowieckiego. Rosyjska aneksja tych krajów nigdy nie została uznana w Waszyngtonie, więc ogłoszenie przez nie niepodległości uznane było za przywrócenie status quo, gdy tymczasem ten sam Waszyngton miał wiele trudności z decyzją o uznaniu odłączania się Ukrainy od Rosji. Ogłoszenie niepodległości przez państwa bałtyckie było niewątpliwie casusem torującym drogę do takiej decyzji.

[14]
Zob.: https://www.gfbv.de/de/aktiv-werden/kampagnen-petitionen/putins-krieg-trifft-auch-indigene-in-russland-wir-staerken-mutige-menschenrechtler/.

[15]
Zob.: https://www.shs-conferences.org/articles/shsconf/pdf/2016/06/shsconf_rptss2016_01092.pdf.

[16]
Zob.: https://www.onet.pl/informacje/newsweek/iwan-krastew-dla-putina-utrata-krymu-jest-gorsza-niz-smierc-rozmowa/0srrq1q,452ad802. Tak przewiduje znakomity analityk Iwan Krystew w jednej z ciekawszych analiz dotyczących przyszłości obecnej wojny. Mimo wszystko jego analiza nie jest jednoznacznie optymistyczna.

[17]
Wyznawców islamu jest w Federacji Rosyjskiej niemal tyle samo co wyznawców prawosławia.

[18]
Zob.: https://edition.cnn.com/2022/06/25/world/g7-summit-analysis-intl-cmd/index.html.

[19]
Warto przypomnieć, że piosenka i muzyka do niej autorstwa Stepana Czarneckiego powstała przed pierwszą wojną światową jako część przedstawienia teatralnego. Dopiero później została zaadaptowana na pieśń Strzelców Siczowych. Dziś stanowi ona niemal drugi nieoficjalny hymn walczącej Ukrainy. Początek tej pieśni, dzięki wykonaniu Andrija Chływniuka, rozbrzmiewa na wojnie, a nie w teatrze.