Korea Południowa realizuje zeszłotygodniowe zapowiedzi prezydenta i dołącza do państw wprowadzających sankcje wobec Rosji. Tamtejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych ogłosiło, że zakaże eksportu materiałów strategicznych do Rosji, a także przyłączy się do odcięcia Rosji od systemu SWIFT.
Posunięcia rządu budzą obawy o kondycję podnoszącej się po pandemii gospodarki Korei, a wojna w Ukrainie staje się elementem walki wyborczej.
Prezydent Korei Południowej Moon Jae-in już w zeszłym tygodniu ogłosił, że jego kraj dołączy do międzynarodowych sankcji wobec Rosji. Konkretów jednak nie podał – te gabinet Kim Boo-kyuma ogłosił dopiero w poniedziałek. Seul zablokuje więc eksport materiałów strategicznych, obejmujących m.in. broń konwencjonalną, towary i technologie, które mogą wytwarzać broń masowego rażenia i pociski. Są to materiały wymienione w wielostronnych umowach kontroli eksportu, w tym w Reżimie Kontroli Technologii Rakietowych i Grupie Dostawców Jądrowych. Seul zgodził się także na odłączenie kluczowych rosyjskich banków od międzynarodowego systemu płatności SWIFT. Zapowiedział też opracowanie planu pomocy humanitarnej dla Ukrainy – zgodnie z wolą prezydenta. To jednak nie koniec. Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapowiedziało, że wkrótce, po ocenie ekspertów z poszczególnych resortów, podejmie decyzję odnośnie materiałów niestrategicznych, czyli m.in. półprzewodników, komputerów, telekomunikacji oraz systemów bezpieczeństwa.
Decyzja ta raczej nie przyszła Seulowi łatwo. Już sama zeszłotygodniowa zapowiedź Monn Jae-ina dotycząca wprowadzenia sankcji wywołała obawy wielu ekspertów i dziennikarzy. O co chodziło? O negatywny wpływ sankcji na gospodarkę Korei. Gospodarkę, która dopiero podnosi się po dołku spowodowanym pandemią koronawirusa. Największe obawy budzą, jak zresztą w wielu innych krajach, rosnące ceny energii i bezpieczeństwo energetyczne w ogóle. Korea to ósmy co do wielkości konsument energii na świecie, niestety – ubogi we własne źródła, a co za tym idzie uzależniony od importu i podatny na wszelkie zmiany na światowym rynku energii. Kraj importuje prawie 93,5 proc. całkowitej zużywanej energii i surowców naturalnych – plusem jest fakt, że głównym dostawcą jest nie Rosja, lecz państwa Bliskiego Wschodu.
Rosnące ceny energii to jednak nie jedyny problem, z jakim na skutek sankcji, mogą się zetknąć koreańskie firmy. Równie istotne znaczenie mają ograniczenia eksportowe wobec Rosji, które jeszcze w zeszłym tygodniu ogłosił Joe Biden. Wymagają one od firm uzyskania licencji z USA na produkty wykorzystujące amerykańską technologię, zanim będą mogły zostać wysłane do Rosji. W ich efekcie, koreańskie firmy z branży półprzewodników, samochodów i urządzeń elektronicznych nie będą w stanie wysyłać produktów do Rosji. W przypadku zaostrzenia tych sankcji, czołowe koreańskie chaebole, takie jak Hyundai, mogą zostać zmuszone do wycofania swych zakładów produkcyjnych z Rosji.
Czy Seul mógł postąpić inaczej? Biorąc pod uwagę polityczny pragmatyzm i obecne relacje międzynarodowe – niekoniecznie. Po pierwsze: Ukraina jest jednym z krajów partnerskich Koreańskiej Agencji Współpracy Międzynarodowej. Po drugie: Korea Południowa ma nieobliczalnego sąsiada, przed którym sama się nie obroni. Do skutecznego przeciwstawienia się Korei Północnej, w przypadku konfliktu zbrojnego, potrzebuje m.in. swojego najpotężniejszego sojusznika, czyli USA. W grę wchodzi więc stara zasada: ty wesprzesz mnie dzisiaj, ja ciebie jutro. Prawdopodobnie z tego względu, choć niezbyt entuzjastycznie, Moon Jae-in zgodził się dołączyć do USA w kwestii sankcji wobec Rosji.
Oczekiwanie społeczne jest jasne: wsparcie ze strony państwa. W poniedziałek Moon Jae-in powiedział, że rząd musi opracować środki awaryjne, aby poradzić sobie z wpływem sankcji nałożonych na Rosję na własną gospodarkę. Wezwał też rząd do stałego kontaktu z firmami, aby monitorować problemy z łańcuchem dostaw i stabilizować dostawy poprzez import z innych krajów. Pytanie, czy następca obecnej głowy państwa, która 9 marca pożegna się z pałacem prezydenckim, będzie się odznaczać taką samą determinacją. I czy prospołeczna postawa nie jest po prostu chwytem wyborczym. Co zresztą prowadzi do kolejnego problemu, jakim jest obecność kwestii ukraińskiej w kampanii wyborczej.
Sprawy zagraniczne niezwykle rzadko bywają w Korei głównymi tematami prezydenckich kampanii wyborczych. Tym razem jest inaczej – po raz kwestia ta pojawiła się po uroczystości otwarcia Zimowych Igrzysk w Pekinie, gdy kandydaci podchwycili wściekłość internautów i mediów na artystkę występującą w tradycyjnym stroju koreańskim. Chiny oskarżono wówczas o przywłaszczenie kulturowe, a politycy ubiegający się o fotel prezydencki dość chętnie podchwycili tę narrację, bazując na rosnącej niechęci społeczeństwa do Chin. Teraz przyszedł czas na Ukrainę – konkretnie chodzi o wypowiedź Lee Jae-munga. Podczas telewizyjnej debaty, kandydat rządzącej Demokratycznej Partii Korei stwierdził, że Wołodymyr Zełenski jest odpowiedzialny za wybuch wojny, ponieważ podburzał Rosję swymi pospiesznymi działaniami na rzecz przyjęcia Ukrainy do NATO. Prezydenta Ukrainy określił mianem początkującego polityka, którego brak doświadczenia dyplomatycznego skłonił Rosję do inwazji. Przeprosił później, woda na młyn jego przeciwników została już jednak wylana – jego wypowiedź skrytykowali przede wszystkim politycy Partii Władzy Ludowej, z kandydatem na prezydenta Yoon Suk-yeolem na czele. Szef partii stwierdził nawet, że jeśli Lee ma rację, można powiedzieć, że prezydent Moon Jae-in podburzył Koreę Północną do wystrzeliwania rakiet. Zaczęła się prawdziwa wyborcza wojna, w której Lee także swemu głównemu rywalowi zarzucił brak doświadczenia, które może przynieść opłakane skutki dla bezpieczeństwa Korei. Nawiązywał tu zapewne do zapowiedzi Yoona dotyczących wzmocnienia więzi wojskowych z USA w celu zabezpieczenia kraju przed atakiem ze strony Korei Północnej.
Blanka Katarzyna Dżugaj