Tajwan doskonale rozumie Ukrainę – twierdzi prezydentka Tsai Ing-wen. Empatia to jedno, drugie to równie groźny jak Rosja sąsiad. Wraz z rosyjskim atakiem na Ukrainę wzrosły obawy o militarną agresję Chin na Tajwan. Obawy te ma uciszyć wizyta amerykańskich delegatów w Tajpei.
Tajwan się boi, ale też ma ku temu powody. Pekin nigdy nie ukrywał, że traktuje Tajwan jako zbuntowaną prowincję, która w ramach idei jednego państwa powinna wrócić do kontynentalnej macierzy. Nie bez znaczenia jest też fakt, że to właśnie na Tajwanie znajdują się największe fabryki tak pożądanych przez świat półprzewodników. Na razie Chiny próbują przekonywać, zastraszać (choćby przez naruszanie przestrzeni powietrznej Tajwanu i cyberataki), niewykluczone jednak, że wkrótce zdecydują się na użycie siły. Papierkiem lakmusowym był dla Pekinu Hongkong – fakt, że jego stopniowe ubezwłasnowalnianie, stanowiące łamanie umowy z Wielką Brytanią z 19 grudnia 1984 roku, nie wywołało większego międzynarodowego odzewu, mógł chińskie władze ośmielić do działania. Kolejnym testem może być inwazja Rosji na Ukrainę – KPCh zdaje się czekać na reakcję świata i oceniać, czy na podobne wsparcie (lub jego brak) będzie mógł liczyć Tajwan. Pierwszy powód do niepokoju dla Tajpei już jest - fakt, że Waszyngton nie wysłał na Ukrainę wojsk może bowiem upewnić Pekin w przekonaniu, że podobnie stałoby się w przypadku Tajwanu.
Prezydentka Tajwanu, Tsai Ing-wen, już kilka tygodni temu przyznała, że jej naród doskonale rozumie położenie Ukraińców, sam ma bowiem równie potężnego i groźnego sąsiada. Polityczka nakazała także utworzenie grupy, która miałaby zbadać, jak napięcia między Rosją a Ukrainą mogą wpłynąć na długotrwały konflikt Tajwanu z Pekinem. Z niepokojem wydarzeniom w Ukrainie przygląda się też Hsiao Bi-khim, szefowa tajwańskiej dyplomacji w USA. W jednym z wywiadów, nawiązując do idei chińskiej wilczej dyplomacji, stwierdziła jednak, że Tajwan ma wiele wspólnego z kotami: ma równie niezależny charakter i dziewięć żyć. A ludzie zazwyczaj wolą koty niż wilki.
Do miłośników kotów zdają się należeć USA. We wtorek na Tajwan przyleciała ponadpartyjna delegacja wysokiego szczebla, która ma uspokoić obawy Tajpei i zapewnić, że wojna w Ukrainie nie odciąga uwagi Waszyngtonu od kwestii bezpieczeństwa Tajwanu. Na czele pięcioosobowej delegacji stoi Michael Mullen, były przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, a towarzyszą mu m.in.: Michèle Flournoy, była podsekretarz obrony ds. polityki, Evan Medeiros, były doradca Baracka Obamy w Białym Domu ds. Azji, oraz Mike Green, który zajmował to samo stanowisko w administracji George'a W. Busha. W ciągu dwudniowej wizyty Amerykanie spotkają się m.in. z prezydentką Tsai Ing-wen. Niezależnie od tej delegacji, w środę na Tajwan przyjedzie były sekretarz stanu USA Mike Pompeo.
W amerykańskich mediach widać zaniepokojenie, że wojna w Ukrainie całkowicie pochłonie uwagę Bidena i jego administracji. Delegacja wysokich, choć byłych, urzędników ma pokazać, że jest wręcz przeciwnie – Waszyngton zdaje sobie sprawę ze zwiększonego zagrożenia ze strony Chin i zrobi wszystko, by pokazać Pekinowi, że ewentualna aneksja Tajwanu nie będzie ani łatwa, ani bezkarna. Potwierdza to niejako rzecznik Pentagonu, który stwierdził, że USA nie zmieniły swojej postawy na Pacyfiku. Ponadto, 26 lutego okręt marynarki wojennej USA przepłynął przez Cieśninę Tajwańską, co jest postrzegane jako ostrzeżenie dla Chin, aby nie podejmowały żadnych pochopnych ruchów na Tajwanie. To istotne ostrzeżenie, tym bardziej, że Chiny muszą się liczyć z faktem, że w przypadku potencjalnego ataku na Tajwan, za USA staną też ich sojusznicy w ramach Czterostronnego Dialogu w Dziedzinie Bezpieczeństwa (ang. Quadrilateral Security Dialogue – QSD). Celem tego sojuszu, znanego także pod nazwą QUAD jest szeroko rozumiana współpraca w zakresie bezpieczeństwa, przy czym oczywiste jest, że jako największe zagrożenie postrzegane są Chiny. Oczywiście, cele każdego z członków sojuszu są inne. Dla USA jest to bez wątpienia jeden z najważniejszych projekt wymierzony przeciwko rosnącej hegemonii Chin w regionie. Dla Australii i Japonii istotne jest podtrzymywanie zaangażowania USA w Azji Południowej, Wschodniej i Oceanii i odgrywanie roli naturalnych sojuszników, nie można jednak wykluczyć, że również wystąpiłyby w obronie Tajwanu.
Jak nietrudno się domyślić, wizyta amerykańskiej delegacji w Tajpei nie spodobała się Pekinowi. Rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych określił ją jako bezsensowną i stwierdził, że wola narodu chińskiego do obrony suwerenności i integralności terytorialnej Chin jest niewzruszona. Ktokolwiek wyśle delegację, aby okazać poparcie dla Tajwanu, jest skazany na porażkę. Wang Wenbin wezwał też Waszyngton do przestrzegania zasady jednego kraju, zaprzestania wszelkich form oficjalnych kontaktów z Tajwanem i ostrożnego zajmowania się kwestiami związanymi z tym regionem, aby uniknąć dalszych poważnych szkód w stosunkach chińsko-amerykańskich.
Czy zagrożenie jest realne? W ostatnim czasie Chiny prowadzą coraz bardziej intensywną politykę zastraszania – przeprowadzają więcej lotów, niejednokrotnie naruszając przestrzeń powietrzną Tajwanu, oraz ćwiczeń morskich w okolicach wyspy. 28 lutego, a więc już po inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, 7 chińskich samolotów wojskowych wleciało do tajwańskiej strefy identyfikacji obrony powietrznej. W chińskiej retoryce widać natomiast coraz mocniejszy nacisk na poskromienie zbuntowanej prowincji. I, niestety, owo poskromienie mogłoby przyjść Pekinowi relatywnie łatwo, biorąc pod uwagę nie najlepszą kondycję tajwańskiej armii, z brakami kadrowymi, niewystarczającym przeszkoleniem i złym systemem poboru rezerwistów na czele. W ciągu ostatniego roku pojawiły się wezwania do rządu, aby podjął wysiłki na rzecz poprawy obrony narodowej, które w ostatnich dniach jeszcze bardziej się wzmocniły. Władze nie wydają się jednak skore do radykalnych posunięć, choćby przedłużenia okresu obowiązkowej służby wojskowej i poboru kobiet, i zdają się w dużej mierze polegać na wsparciu ze strony Waszyngtonu. Ufność w amerykańskim sojuszniku pokłada też społeczeństwo – ostatnie badanie pokazało, że 60 proc. Tajwańczyków uważa, że Stany Zjednoczone Ameryki mogą interweniować w przypadku chińskiej agresji na Tajwan.
Nic więc dziwnego, że w sytuacji wojny w Ukrainie Tajwan stoi ramię w ramię z USA. 25 lutego kraj potępił inwazję na Ukrainę i przyłączył się do międzynarodowych sankcji wobec Rosji. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w oficjalnym komunikacie stwierdziło, że rosyjska agresja zagraża pokojowi i stabilności w regionie i na świecie. Stanowi również poważne zagrożenie i wyzwanie dla ładu międzynarodowego opartego na integralności terytorialnej wszystkich krajów. Jeśli chodzi o sankcje, to Tajwan przyłączy się do działań mających na celu zablokowanie niektórym rosyjskim bankom dostępu do międzynarodowego systemu płatności SWIFT. Respektuje też ograniczenia eksportu do Rosji półprzewodników, których jest czołowym globalnym producentem. Gabinet Su Tseng-changa wysłał ponadto na Ukrainę 27 ton materiałów medycznych w ramach pomocy humanitarnej.
Blanka Katarzyna Dżugaj