Piotr Naimski od lutego do czerwca 1992 r. był szefem Urzędu Ochrony Państwa (...) Razem z Macierewiczem (...) przygotowywali bowiem lustrację z czerwca 1992 r. Przy okazji zginęła część akt Roberta Luśni – bliskiego współpracownika Macierewicza,
Fragment książki "Macierewicz. Jak to się stało" Tomasza Piątka Wydawnictwo Arbitror 2018
W 1981 r. najbliższy przyjaciel Antoniego Macierewicza i jego prawa ręka Piotr Naimski dostał zaproszenie na stypendium do USA. Nawet dziś taki wyjazd stanowiłby nie lada gratkę. W czasach PRL był jednak nieporównanie bardziej atrakcyjny. Trudno było o amerykańską wizę, ale jeszcze trudniej – o polski paszport. Władze PRL wydawały paszporty według swojego widzimisię. Zazwyczaj nie wypuszczały za granicę opozycjonistów (a nawet zwykłych obywateli, co do których się obawiano, że mogliby wyemigrować, zmniejszając liczbę poddanych komunistycznego reżimu). W wypadku Naimskiego dzieje się jednak inaczej, zupełnie inaczej.
Przedstawione poniżej informacje pochodzą z dostępnej w IPN teczki „Chemex” (IPN BU 01911/147). Teczka dotyczy Piotra Naimskiego, w dużej mierze również Antoniego Macierewicza. Prowadzona była przez Departament I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MSW), czyli cywilny wywiad zagraniczny PRL /…/ 16 stycznia 1981 r. pojawia się w niej notatka autorstwa funkcjonariusza Czesława Jackowskiego /…/: „Dnia 21 listopada 1980 r. Piotr NAIMSKI złożył w Wydz. Paszportów KSMO w Warszawie wniosek o wyjazd na roczne stypendium do Stanów Zjednoczonych [...]. Nie znamy drogi, jaką figurant stypendium to sobie załatwił. Sprawa wydania Piotrowi NAIMSKIEMU paszportu jest rozważana przez jednostkę terenową SB w aspekcie pozytywów i negatywów, jakie z tego faktu mogą wyniknąć /…/”.
Czesław Jackowski coś knuje. 12 dni później, 28 stycznia 1981 r., wysyła swoim szefom już nie notatkę, ale raport na temat „figuranta sprawy «Chemik»”, czyli Piotra Naimskiego /…/ Co funkcjonariusz Jackowski pisze w swym raporcie? Otóż chce przeprowadzić z Naimskim rozmowę, której celem byłoby „dążenie do osiągnięcia efektu zamierzonego, a nieuzyskanego przez jednostkę terenową SB, tj. neutralizacja aktywności figuranta”.
Jak to miałoby wyglądać? „Proponuje się przeprowadzić /…/ rozmowę zmierzającą do pozyskania «Chemika» w charakterze «pracownika wywiadu». Temu pozorowanemu działaniu nadane zostaną wszystkie cechy autentyczności. W rozmowie z nim użyte będą argumenty:
- nawiązujące do aktualnej sytuacji w kraju;
- wskazujące na jego udział w realizacji procesu odnowy;
- podkreślające «pozytywne» cechy jego charakteru i predyspozycje do
pracy wywiadowczej;
- wskazujące na posiadane przez niego możliwości uzyskania poparcia
w środowiskach zagranicznych.
W wypadku zaakceptowania przez «Chemika» przedstawionej oferty
podejmę działania mające na celu udokumentowanie akceptacji (pobranie zgody na piśmie, zobowiązanie o zachowaniu w tajemnicy treści rozmowy, życiorys, wykaz kontaktów). W wypadku rozmowy starał się będę o zapewnienie możliwości kontynuowania dialogu”.
Czy pomysł funkcjonariusza Jackowskiego zostaje wprowadzony w czyn? Jeśli tak, to z jakim efektem? Czy Naimski dał się zwerbować? Nie wiemy. Mija miesiąc, w dniu 2 marca 1981 r. Jackowski wraca do tematu. Pisze kolejny raport, tym razem do samego szefa wywiadu, generała Jana Słowikowskiego: „W ramach działań operacyjnych mających na celu neutralizację antypaństwowych poczynań rozwijanych przez «Chemika» (Piotr NAIMSKI) zamierzamy przeprowadzić rozmowę operacyjną, której celem byłoby pozorne pozyskanie «Chemika» do współpracy w charakterze pracownika Wywiadu.
«Chemik» jest zaangażowany w działalność uprawianą przez KSS «KOR»; od momentu jego powstania uczestniczy aktywnie w realizacji koncepcji głoszonych przez to ugrupowanie. Z tego powodu znalazł się w zainteresowaniu SB, która od początku rozpracowania stosowała wobec figuranta [...] wachlarz środków mających na celu neutralizowanie aktywności figuranta. Nie dały one spodziewanych rezultatów.
Aktualnie «Chemik» podjął starania o uzyskanie zgody na roczny wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Stwarza to okazję do przeprowadzenia z nim rozmowy w celu osiągnięcia zamierzonego, a nieuzyskanego przez jednostkę terenową efektu.
Oficer, który przeprowadzi rozmowę z «Chemikiem» poza pomieszczeniami MSW, wystąpi pod legendą [częściowo lub całkowicie fałszywa tożsamość stworzona na potrzeby operacji] pracownika Polskiej Służby Informacyjnej. Dla udokumentowania tego powinien się legitymować dokumentem tej służby. Legitymację taką może wystawić Biuro Techniki MSW. W załączeniu pismo w ww. sprawie do Dyrektora
Biura Techniki MSW w celu akceptacji”.
W teczce „Chemex” nie ma pisma do Biura Techniki. Nie wiadomo, czy komórka ta spreparowała dla Jackowskiego legitymację „Polskiej Służby Informacyjnej”. Brakuje również istotniejszego dokumentu, mianowicie odpowiedzi generała Słowikowskiego na raport Jackowskiego. A przede wszystkim brakuje jakiegokolwiek sprawozdania na temat „pozornej rozmowy werbunkowej” z Naimskim. Nie wiemy, jaki ta rozmowa dała wynik – jeśli się w ogóle odbyła. Zapewne jej głównym celem było zarejestrowanie reakcji Piotra Naimskiego na usiłowanie werbunku. Gdyby reakcja ta nie była jednoznacznie negatywna, można ją było wykorzystać, aby skompromitować Naimskiego wobec innych opozycjonistów (lub Amerykanów). Uzyskanie jej stanowiłoby sukces, który wypadałoby odnotować w aktach. Ale gdyby nawet żadnych sukcesów nie było, w teczce „Chemex” powinna się znaleźć jakakolwiek notatka o przebiegu „rozmowy werbunkowej”, względnie o rezygnacji z jej przeprowadzenia. Dlaczego nie ma takiej notatki?
Trzeba wiedzieć, że Piotr Naimski od lutego do czerwca 1992 r. był szefem Urzędu Ochrony Państwa [UOP, cywilne służby specjalne RP w latach 1990–2002]. Jako szef UOP-u Naimski dysponował archiwami SB. Jego ludzie zajmowali się nimi intensywnie podczas swojego krótkiego urzędowania. Razem z Macierewiczem – ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych i bezpośrednim zwierzchnikiem Naimskiego – przygotowywali bowiem lustrację z czerwca 1992 r. Przy okazji zginęła część akt Roberta Luśni – bliskiego współpracownika Macierewicza, byłego konfidenta SB powiązanego również z sowieckim wywiadem wojskowym GRU. Byłby to dziwny zbieg okoliczności, gdyby się okazało, że informacje o przebiegu rozmowy werbunkowej z Naimskim zniknęły z UOP-u za czasów... Naimskiego. Jednak są też inne możliwości:
- dokumenty dotyczące przebiegu tej rozmowy w ogóle do teczki nie
trafiły;
- zostały z niej usunięte jeszcze w czasach PRL;
- rozmowa w ogóle się nie odbyła.
Te trzy możliwości tak naprawdę sprowadzają się do jednej: ktoś wyższy
stopniem powiedział Jackowskiemu: „Odczep się od Naimskiego, nie próbuj go werbować nawet pozornie”. Czy Piotr Naimski, jak Antoni Macierewicz, był „niewerbowalny”? Czyżby z podobnych powodów?
Przypomnę: ewentualna „niewerbowalność” Macierewicza mogła wynikać z ochrony, jaką roztoczyłaby nad nim komunistyczna służba inna niż SB lub autonomiczna jednostka oddzielona od reszty SB.
Na rzecz hipotezy o „niewerbowalności” Naimskiego spowodowanej przez ochronę ze strony jakiejś zewnętrznej służby lub autonomicznej jednostki świadczy coś innego. Chodzi o niezwykłą interwencję na jego korzyść, do której doszło w lutym 1981 r.
Otóż Departament I dostaje z Departamentu III notatkę służbową autorstwa esbeka Wojciecha Kaszkura. To przedstawiciel „krajowego SB”, inspektor Wydziału IX Departamentu III.
Kapitan Kaszkur domaga się... wypuszczenia Naimskiego do USA. W przeciwnym razie grozi... zachwianiem stabilizacji wewnętrznej w kraju i fermentem w Sejmie PRL. Cytuję: „W aktualnej sytuacji wewnętrznej kraju zmierzającej do stabilizacji życia społeczno-politycznego i uwiarygodnienia poczynań Rządu celowym byłoby wydanie paszportu P. Naimskiemu na wyjazd do Stanów Zjednoczonych po uprzednim przeprowadzeniu z nim rozmowy profilaktyczno-ostrzegawczej. Za stanowiskiem tym przemawiają m.in. następujące fakty: /…/
- niewyrażenie zgody na wyjazd P. Naimskiego nie /…/ zapobiegnie /…/ przekazywaniu informacji do ośrodków dyspozycyjnych na Zachodzie i inicjowaniu przez nie zbiórek pieniężnych na antysocjalistyczną działalność. Odmowna decyzja może być również wykorzystana przez NSZZ «Solidarność» reg. Mazowsze do wszczęcia kampanii przeciwko władzy w jego sprawie, co nie byłoby korzystnym zjawiskiem w sytuacji zmierzającej do stabilizacji wewnętrznej kraju. Nie można również wykluczyć nieformalnych nacisków ze strony środowisk naukowych, a nawet uruchomienia niektórych posłów;
- istnieje możliwość, iż P. Naimski, przebywając na terenie Stanów Zjednoczonych, podejmie antypaństwową działalność poprzez wywiady i wystąpienia szkalujące władze PRL, podważające założenia ustrojowe i sojusze Polski. Będziemy zmierzać (przy współdziałaniu z Dep. I MSW) do udokumentowania tych faktów pod kątem procesowym, co może pozwolić na przedstawienie stosownych zarzutów i ewentualne zastosowanie sankcji po powrocie do kraju”.
Zauważmy, że Naimski nie był Wałęsą ani nawet Macierewiczem, w którego cieniu działał. Nie cieszył się ogólnopolską sławą. Gdyby komuniści na początku 1981 r. nie chcieli wypuścić Wałęsy do Rzymu, Watykanu i papieża Jana Pawła II, mogłoby to wywołać poruszenie. Jednak uniemożliwienie Naimskiemu wyjazdu do Nowego Jorku nie mogło zagrozić nawet ówczesnej ograniczonej stabilności państwa. Sejm PRL składał się w ogromnej większości z posłusznych komunistycznych marionetek, które mówiły, milczały i głosowały na rozkaz marszałka. Nikt nie wdarłby się na trybunę sejmową, by bronić Naimskiego. Wątpliwe jest nawet, czy któryś z posłów dałby się nakłonić do zakulisowej interwencji w MSW na korzyść opozycjonisty (do tego członka grupy, która miała wpływowych przeciwników również w opozycji). Pod niezwykłą notatką Kaszkura znajduje się dopisek majora Kazimierza Dzieni, naczelnika Wydziału III-2 Komendy Stołecznej MO: „Uwaga: Sprawą wyjazdu P. Naimskiego do USA zainteresowany jest Dep. I (tow. Jackowski) w związku z tym proponuję, aby przed podjęciem decyzji dokonać konsultacji z tą jednostką”.
Jak major Dzienia napisał, tak się stało. Notatka trafiła do Departamentu I – i była ostatecznym stanowiskiem Departamentu III. Zapewne to ona spowodowała, że Naimskiemu paszport wydano. Możemy się domyślać, że nie był to jej jedyny skutek. Mimo że Jackowski lansował projekt „pozorowanej rozmowy werbunkowej” jeszcze na początku marca, podczas gdy notatka Kaszkura jest z lutego, prawdopodobnie odpowiada ona również za storpedowanie tych śmiałych planów. Najwyraźniej musiało to potrwać kilka chwil, zanim torpeda dotarła do Jackowskiego i zanim zrozumiał on, że Naimski jest pod specjalną ochroną Kaszkura i Dzieni. W efekcie Piotr Naimski wiosną 1981 r. spacerował już po Nowym Jorku. A PRL-owcy wywiadowcy, jak się domyślamy, stracili szansę na zdobycie kompromitującego materiału i szantażowanie prawej ręki Macierewicza (którą sięgnął on właśnie do USA).
Dlaczego tak łatwo ustąpili pola? PRL-owscy wywiadowcy z Departamentu I uważali się za elitę MSW. Przeważnie pogardzali zwykłymi, „krajowymi” esbekami. Kim więc był „krajowy” kapitan Wojciech Kaszkur, którego notatka nagle zmieniła postawę Departamentu I, wcześniej zaś Departamentu III – i dała Naimskiemu paszport?
Odpowiedź brzmi: resortowym synem. Jego ojciec Witold Kaszkur również służył jako esbek, wcześniej ubek. Tego rodzaju „przekazywanie fachu z ojca na syna” nie stanowiło rzadkości w PRL-owskich służbach. Wiadomo było, że syn ubeka czy esbeka wykaże się właściwym nastawieniem politycznym do komunistycznego reżimu i jego „organów bezpieczeństwa”. Raczej nie będzie „liberalnym mięczakiem” lub zakamuflowanym opozycjonistą-sabotażystą. Dodatkowo znajdzie też wsparcie u swego ojca, który chętnie podzieli się z nim doświadczeniem. Ojciec esbek bywał zwykle mentorem syna esbeka. Pomagał mu również dzięki swoim znajomościom wśród starszych i bardziej wpływowych towarzyszy.
Tak się składa, że Witold Kaszkur znał towarzyszy szczególnie wpływowych. W latach 1970–1974 został oddelegowany do Moskwy, gdzie działał w tak zwanej Grupie „Wisła”. Była to specjalna jednostka kontrwywiadu PRL, która ściśle współdziałała z sowieckimi służbami. Wcześniej, w latach 1955–1956 towarzysz Witold Kaszkur skończył kurs specjalny w wyższej szkole KGB w Moskwie. /…/
W 1984 r. Naimski nagle postanawia wrócić do Polski. Mimo że w Polsce może go czekać więzienie (jest podejrzany o przestępstwo za sprawą swej przynależności do KOR, który został uznany przez komunistów za organizację kryminalną). Teczka „Chemex” daje nam wyrazisty obraz podniecenia, jakie ogarnia Departament I MSW na wieść o zamiarze Naimskiego. Szyfrogramy latają nad Atlantykiem jak oszalałe w obie strony, bo Departament I nie wie, jak załatwić sprawę. Funkcjonariusze wywiadu nie chcą dać Naimskiemu paszportu do Polski. On robi awantury w konsulacie. Przypomina tamtejszym funkcjonariuszom, że ma prawo wrócić do swojej ojczyzny. Grozi, że „uruchomi [...] instytucje międzynarodowe dla wykazania gwałcenia praw człowieka i obywatela PRL, który ma trudności z powrotem do własnego kraju”. W końcu Departament I ustępuje: „Ponieważ BP [Biuro Prawne] ocenia, iż nie posiadamy podstaw prawnych odmowy paszportu do kraju, sprawę załatwcie zgodnie z przepisami”. Ta kapitulacja to zarazem mobilizacja – trzeba zrobić wszystko, żeby powrót Naimskiego nie stał się wydarzeniem. Funkcjonariusze obawiają się, że jego przylot na warszawskie Okęcie może się przekształcić w konferencję prasową z udziałem korespondentów redakcji zachodnich.
W dniu 11 lipca 1984 r. pułkownik Julian Kowalski pisze do samego szefa wywiadu cywilnego PRL, czyli do dyrektora Departamentu I, generała Zdzisława Sarewicza: „[...] Powyższa sytuacja uzasadnia celowość: podjęcia przedsięwzięć operacyjnych uniemożliwiających P. Naimskiemu spotkanie na lotnisku z dziennikarzami zagranicznymi [...]; planujemy [...] po ustaleniu terminu przylotu P. Naimskiego zatrzymanie go bezpośrednio po opuszczeniu samolotu na płycie lotniska i przewiezienie do pomieszczeń Biura Śledczego MSW”.
Dzień później pułkownik Bronisław Zych pisze do pułkownika Edmunda Wardy, szefa Zarządu Zwiadu Wojsk Ochrony Pogranicza (które kontrolowały również przejścia graniczne): „Około 16 lipca br. lub w terminie późniejszym powróci do kraju z czasowego pobytu w USA ob. PRL NAIMSKI Piotr [...]. W/w zamierza przylecieć do Warszawy i odbyć na terenie Okęcia propagandowe spotkanie z dziennikarzami zachodnimi. Możliwe jest także, iż przypłynie on promem z Danii do Świnoujścia. Uprzejmie proszę o zatrzymanie ww. na lotnisku Okęcie przed strefą kontroli celnej, do dyspozycji oficerów naszego departamentu oraz uniemożliwienie mu kontaktu z dziennikarzami i innymi osobami. Natomiast w przypadku wjazdu Naimskiego do kraju przez inny punkt graniczny, prosimy o zatrzymanie go do czasu przyjazdu naszych oficerów bez możliwości kontaktu z innymi osobami”.
To wszystko jednak nic nie daje. W dniu 16 lipca 1984 r. okazuje się, że Piotr Naimski… od dwóch dni jest w kraju. Jedną noc spędził nawet w swoim mieszkaniu z żoną. W warunkach konspiracyjnych pojawienie się we własnym mieszkaniu oznaczało ujawnienie się, wyjście z ukrycia. Mimo to Naimski nadal pozostaje tajemnicą dla funkcjonariuszy wywiadu. Nie wiedzą, dokąd się udał po wyjściu z mieszkania. Nie wiedzą, gdzie przebywa. Przede wszystkim zaś nie mają pojęcia, jak Naimski wjechał do Polski.
Dzień później, 17 lipca, funkcjonariusz podpisany inicjałami „SK” [Stanisław Krauze] składa meldunek: „W oparciu [...] o informacje od «ZORESA» [tajny współpracownik], że P. Naimski może skorzystać z innej drogi powrotu, wjeżdżając do kraju promem z Danii do Świnoujścia w dniu 12 bm., wysłaliśmy do Zarządu Zwiadu WOP [Wojska Ochrony Pogranicza, które wówczas pełniły funkcję straży granicznej] szyfrogram zalecający zatrzymanie P. Naimskiego [...]. Do tej pory nie otrzymaliśmy informacji o wjeździe P. Naimskiego na teren PRL – WOP nie wyklucza możliwości przeoczenia przyjazdu wyżej wymienionego; ustalenia w toku [...]. Gdyby WOP ustalił, iż wyżej wymieniony nie przekroczył granicy PRL, mogłoby to świadczyć, że niezależnie od posiadania ważnego paszportu polskiego, P. Naimski posłużył się innym dokumentem uprawniającym do wjazdu do Polski”. W teczce „Chemex” nie ma żadnego śladu, który by świadczył o tym, że WOP dosłał później jakieś „ustalenia”. Nie wiemy, czy pogranicznicy jakoś wytłumaczyli się z tej wpadki. /…/
Tymczasem funkcjonariusze wywiadu nie decydują się na zatrzymanie Piotra Naimskiego. W dniu 30 lipca 1984 r. on sam zgłasza się do Dzielnicowego Urzędu Spraw Wewnętrznych na warszawskim Mokotowie „w celu oddania paszportu i odebrania dowodu osobistego”. Odbywa się tam „rozmowa wyjaśniająca”. Z Naimskim rozmawia podporucznik Departamentu I, młody wywiadowca Ireneusz Jasiński, który używa tak zwanego nazwiska legalizacyjnego „Hutorowicz” [fikcyjne nazwisko używane w charakterze stałego pseudonimu służbowego].
Po tej rozmowie Jasiński „Hutorowicz” pisze krótką notatkę, w której czytamy o Naimskim: „powrócił do kraju dnia 14 lipca 1984 r. przez GPK [Graniczny Punkt Kontrolny] Świnoujście”. Z tekstu nie wynika jasno, czy funkcjonariusz podaje tę informację wyłącznie za Naimskim, czy potwierdził ją w jakiś sposób. Gdyby Piotr Naimski faktycznie przekroczył granicę w Świnoujściu, powinien mieć w paszporcie stempel tamtejszego GPK. A podporucznik Jasiński „Hutorowicz” powinien to sprawdzić i odnotować. Jednak nic na ten temat nie ma. W teczce „Chemex” nie widać śladów późniejszego zainteresowania funkcjonariuszy tą kwestią.
Podsumujmy: w 1984 r. Piotr Naimski wraca do Polski, rzekomo przez Świnoujście. PRL-owski wywiad był doskonale przygotowany na taką okoliczność. Wiedział, że Naimski rozważa „drogę świnoujską”. Postawiono na nogi WOP w całej Polsce, szczególnie na Okęciu i w Świnoujściu. Tamtejsi pogranicznicy mieli zatrzymać Naimskiego i przekazać go SB w celu przesłuchania i rewizji. Ale postawiony na nogi świnoujski WOP w tajemniczy sposób przegapił pojawienie się „figuranta” na granicy i przepuścił go przez punkt kontrolny... Oczywiście, jeśli Piotr Naimski w ogóle się tam pojawił. Nie wiemy też, dlaczego Naimski zaryzykował powrót do kraju mimo grożącej mu kary więzienia. Zastanawiają się nad tym sami funkcjonariusze. „P. Naimski po przyjeździe do Polski nie zamierza się ukrywać i jest zdecydowany ponieść karę za swoją dotychczasową działalność” – dziwi się Jasiński w notatce z 9 maja 1984 r.
Cóż, wypadałoby się skłonić przed obywatelską postawą Piotra Naimskiego. Jednak tak się dziwnie składa, że Naimski wrócił do kraju na tydzień przed uchwaleniem amnestii, która dotyczyła jego osoby. Komunistyczny Sejm uchwalił ją w dniu 21 lipca 1984 r. A w następnych tygodniach na jej mocy umorzono śledztwa przeciwko członkom KOR. Naimski zaś był podejrzany o przestępstwo właśnie jako członek tej organizacji... To niezwykła zbieżność.
Tomasz Piątek
Fragment książki "Macierewicz. Jak to się stało" został udostępniony za wiedzą i zgodą wydawcy.
Reset Obywatelski to miejsce swobodnej myśli i wolnego słowa, bez kompromisów i bez cenzury. Zostań naszym patronem!