Poseł Sak z Tarnowa chodzi po telewizjach i opowiada, że im więcej przejrzystości w życiu publicznym, tym lepiej. Prześwietliliśmy co nieco jego wydatki na biuro poselskie. I okazało się, że w ubiegłym roku wydał ponad 20 tys. zł na stronę internetową, która nie istnieje.
Poseł Sak z Tarnowa chodzi po telewizjach i opowiada, że im więcej przejrzystości w życiu publicznym, tym lepiej. Prześwietliliśmy co nieco jego wydatki na biuro poselskie. I okazało się, że w ubiegłym roku wydał ponad 20 tys. zł na stronę internetową, która nie istnieje.
Piotr Sak jest mało znanym posłem partii Zbigniewa Ziobry. Charakterystyczne dla parlamentarzystów Suwerennej Polski jest to, że mają zawsze usta pełne frazesów o tym, kto okrada Polskę i Polaków. A to mafia sędziowska, a to mafia lichwiarska, a to oczywiście Donald Tusk. Sami próbują uchodzić za jedynych obrońców uczciwości. Łatwo jednak zweryfikować to, że są to jedynie frazesy.
I tak jak często lubią powoływać się na wiarę katolicką i Pismo Święte, tak i im można zacytować pewien fragment: „Kto w drobnej rzeczy jest wierny,
ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie” (Łk 16,10). Dlaczego ten cytat? Sam się nasuwa
po przejrzeniu wydatków, jakie poseł Sak poniósł ze środków, jakie my podatnicy przekazaliśmy mu za pośrednictwem Kancelarii Sejmu na prowadzenie
biura poselskiego. Taki ryczałt to nie byle jakie pieniądze, bo aż 19 tys. zł miesięcznie! Poseł rozlicza się z nich za pomocą oświadczeń. Z ryczałtu mogą być pokrywane m.in. wydatki na wynagrodzenia pracowników biur, wydatki bieżące biura, jak czynsz, prąd czy woda, podróże służbowe pracowników czy koszty obsługi rachunkowo-księgowej i bankowej biura. Zarządzenie marszałka Sejmu wyraźnie precyzuje, że ryczałt nie może być wykorzystywany na finansowanie działalności partii politycznych, organizacji społecznych czy na prowadzenie kampanii wyborczej. Uważny czytelnik od razu zapyta: czyli na swoje potrzeby może wydać?
No, zarządzenie tego nie zabrania wprost. Zaznacza jednak, że niewydatkowane środki trzeba zwrócić. Jak Państwo sądzą, czy posłowie zwracają? Nic z tych rzeczy. Wydają wszystko.
Poseł Sak wydał niemal cały limit w ubiegłym roku. Aż 10 procent wydatków pochłonąć miało stworzenie strony internetowej i jej prowadzenie. Aż
20 289,40 zł na stronę www? Dziwne, bo, jak czytamy w profesjonalnym opracowaniu, „średni koszt stworzenia strony internetowej w 2023 r. na polskim rynku przez profesjonalnego wykonawcę może wy- nosić od około 4000 do 8000 zł”. Jeszcze dziwniejsze jest, że strona www.piotrsak.pl to jedynie… przekierowanie do konta posła na Facebooku. Nie wygląda na prowadzone z jakimś wyjątkowym rozmachem, choć są firmy oferujące cuda na FB już od 300 zł miesięcznie. Czyżby więc poseł wydał te pieniądze na coś innego i liczył na to, że nikt się nie zorientuje? Trzeba przyznać, że to jedna z nielicznych pozycji w sprawozdaniu finansowym z prowadzenia biura poselskiego, na których można naciąć podatników i w razie niepowodzenia przy reelekcji nie stracić tych pieniędzy. Bo np. pomysł partyjnego kolegi posła Saka, Jacka Ozdoby, który co roku kupuje nowiutki smartfon, średnio się sprawdzi w przypadku utraty mandatu. Środki trwałe są własnością Sejmu i trzeba je oddać. A kto weźmie od posła stronę internetową? Szczególnie gdy ona nie istnieje, choć kosztowała majątek? Stanisław Bareja by tego nie wymyślił.
Marcin Piplowski
Tekst pochodzi z broszury „100 afer, które wstrząsnęły Polską”. Publikujemy go za wiedzą i zgodą autora i wydawcy.
Wesprzyj niezależne media!