Publikujemy zapis jednego ze spotkań Tomasza Piątka poświęconego rosyjskim wpływom w Polsce. Treść spotkania do jakiegoś stopnia syntetyzuje to o czym autor pisze w swoich książkach i co przedstawia w cotygodniowych audycjach „Dochodzenie prawdy” w Resecie Obywatelskim.
TOMASZ PIĄTEK: Bardzo dziękuję za zaproszenie. Proszę Państwa, mamy ogromną nadpodaż informacji, pseudo-informacji oraz dezinformacji w mediach i w mediach społecznościowych. Mamy też dużą podaż opinii. W tym całym zalewie informacyjnym media przekazują nam coraz mniej faktów. Zatem przyjąłem taką zasadę, że mówię faktami. Pozwalam czytelnikom i słuchaczom wyciągać wnioski. Jeżeli formułuję jakąś hipotezę, zaznaczam, że to jest hipoteza. Fakty, które podaję, sprawdzam. Tam, gdzie piszę tekst, to podaję przypisy, tak żeby każdy mógł się zapoznać ze źródłem, jeśli ono jest dostępne. Jeśli ono jest dostępne w internecie, to można się z nim zapoznać natychmiast. Byłem nieraz krytykowany za to, że przeciążam odbiorcę faktami, jak uważają niektórzy koledzy z mediów. Okazało się jednak, że ciągle jest bardzo wielu odbiorców, którzy chcą faktów. Chcą być „przeciążani”.
Teraz, w obecnej sytuacji, po najeździe Putina na Ukrainę, odnotowuję ogromne zainteresowanie - znacznie większe, niż poprzednio - tymi faktami, które staram się przekazać i nagłośnić. Wszystko, o czym pisałem, stało się nagle jeszcze bardziej aktualne, niż było. Dlatego pozwolę sobie przedstawić parę faktów dotyczących rzeczy najaktualniejszych. Faktów, które – mam nadzieję – dadzą nam do myślenia. Bardzo ważnym faktem, który miał miejsce w ostatnich miesiącach, jest to, co się stało podczas wizyty amerykańskiego prezydenta Joe Bidena. Jarosław Kaczyński nie został dopuszczony do Bidena nawet w charakterze słuchacza. Nie został dopuszczony przez Amerykanów nawet na dziedziniec Zamku Królewskiego. Nie pozwolili mu nawet z oddali posłuchać wybranego demokratycznie przywódcy Stanów Zjednoczonych. Nie mogę tego oficjalnie potwierdzić, ale moje źródła mówią, że Kaczyński bardzo się starał o spotkanie z Joe Bidenem. Odmówiono mu tego. Prosił również o rozmowę telefoniczną z Bidenem przy udziale tłumacza - i tego też Kaczyńskiemu odmówiono.
Dlaczego? Skąd taki afront? Czy tutaj chodzi o kwestie praworządności, ważne dla Amerykanów? Czy raczej o kwestie związane z próbą wywłaszczenia amerykańskich właścicieli telewizji TVN? Na pewno nie tylko o to. Przecież mieliśmy do czynienia z wyjątkową wizytą prezydenta w kontekście wojennym. W kontekście, w którym różne, nawet fundamentalne zatargi schodzą na dalszy plan.
Co oznacza ten bojkot Jarosława Kaczyńskiego ze strony Amerykanów? Bojkot przeprowadzony w tak napiętej sytuacji geopolitycznej? Gdy granice imperiów się przesuwają i jesteśmy na linii frontu?
Bojkot Jarosława Kaczyńskiego oznacza, że Amerykanie nie uważają go za swojego geopolitycznego sojusznika. Raczej za przeciwnika. Oczywiście, Polska jako zaplecze Ukrainy jest teraz ważna dla USA, nie zastosowali więc takiego bojkotu wobec całego rządu. Aczkolwiek Mateusz Morawiecki też musiał bardzo prosić, żeby go dopuszczono do spotkania z Joe Bidenem i Rafałem Trzaskowskim na Stadionie Narodowym. Oficjalny komunikat dyplomatyczny brzmiał, że prezydenci Biden i Trzaskowski spotykają uchodźców, a towarzyszy im premier Mateusz Morawiecki.
Nasze media, niestety, które działają bardzo powierzchownie, wytworzyły opowieść na temat rzekomego zbliżenia między Andrzejem Dudą a obecnym amerykańskim rządem. Skąd taka opowieść? Tylko z tej przyczyny, że Duda w sposób mało elegancki publicznie podlizywał się Amerykanom. On się im kłania w pas, oni mniej głęboko, ale też mu się odkłaniają, bo takie są reguły dyplomacji. Gdyby jednak Amerykanie uważali Dudę za swojego sojusznika w Polsce, to nie afiszowaliby się z Rafałem Trzaskowskim, jego głównym przeciwnikiem.
A przede wszystkim, gdyby Duda był sojusznikiem Amerykanów, to nie pojechałby do Pekinu na początku lutego. Nie pojechałby do Pekinu na Zimowe Igrzyska Olimpijskie, bojkotowane przez polityków zachodniego świata. Trzeba przy tym pamiętać, że Rosja jest w tej chwili głównym problemem Amerykanów, jednak ich głównym wrogiem są Chiny.
Duda jednak poleciał do Pekinu. Złamał bojkot zainicjowany przez Amerykanów i spotkał się z chińskim dyktatorem Xî Jinpingiem. Z chińskim dyktatorem, który jest odpowiedzialny za liczne zbrodnie, który jest sojusznikiem i sponsorem Władimira Putina. To spotkanie zostało uwiecznione przez chińską telewizję. Filmy i zdjęcia, na których Duda podnosi kieliszek z alkoholem i wznosi toast pod adresem chińskiego dyktatora – to krążyło też po mediach społecznościowych, również polskich.
To coś bardzo złego. Bardzo złe jest również to, że Duda od lat głośno się chwali swoją przyjaźnią z dyktatorem Chin. Odwiedzał go, przyjął go później w Polsce z małżonką. I na tym się nie skończyło. Nie wiem, czy Państwo pamiętają ten niezwykły, osobliwy hołd, jaki złożył Chinom nasz premier Mateusz Morawiecki na lotnisku. Wtedy, gdy Chińczycy przysłali nam samolot pełen wadliwych maseczek na początku pandemii. Morawiecki mówił wówczas, że zawdzięczamy to przyjaźni Dudy z wodzem chińskiego reżimu
Amerykanie doskonale o tym wszystkim wiedzą. Nie łudźmy się co do tego, gdzie na mapie geopolitycznej się znajdujemy. Tym bardziej, że w Pekinie stało się prawdopodobnie coś jeszcze gorszego, niż tylko samo spotkanie z chińskim dyktatorem.
Proszę Państwa, przed igrzyskami wysłałem do kancelarii prezydenta zapytanie, czy Duda zamierza się w Pekinie spotkać z Władimirem Putinem. Dlatego, że Putin i Duda mieli tam być w tym samym czasie, w tym samym miejscu, jako goście tego samego chińskiego dyktatora. Odpisano mi już po powrocie Dudy z Pekinu. Odpowiedź brzmiała, że… nie dostanę odpowiedzi na to pytanie. Dlaczego? Dlatego, że nie ma o czym mówić, gdyż WYDARZENIE JUŻ SIĘ ODBYŁO. Dosłownie. Ja byłem przekonany, że mi odpowiedzą: „Nie, Duda nie spotkał się z Putinem!”. Choćby nawet się spotkał… Byłem przekonany, że zaprzeczą, choćby mieli skłamać. Jednak jakieś spotkanie Dudy z Putinem najwyraźniej miało miejsce i zostało udokumentowane - skoro dostałem tak wymijającą odpowiedź.
Wysłałem jeszcze siedem e-maili do nich. Ciągle pytałem, czy odpowiedź „wydarzenie się odbyło” oznacza, że odbyło się spotkanie. Miałem nadzieję, że mi zaprzeczą. Miałem nadzieję, że w końcu ktoś powie: „Nie, źle się wyraziliśmy. Prezydent RP nie spotkał się ze zbrodniczym dyktatorem Władimirem Putinem”. Ale takiej odpowiedzi nie dostałem.
W końcu ktoś mi odpowiedział, że nie było interakcji między prezydentami Polski i Rosji. Ale nie napisał, że nie było spotkania! Zatem co to znaczy - spotkanie bez interakcji? Jedyne, co mogłem wywnioskować z całej korespondencji, to tyle, że spotkanie Dudy z Putinem odbyło się w plenerze. Co się tam stało naprawdę, nie wiemy. Może coś na ten temat wiedzą Amerykanie.
Amerykanie na pewno wiedzą o innej sprawie, bo sami w niej uczestniczyli. Otóż już w drugiej połowie zeszłego roku rząd USA poinformował nasz rząd, że Putin szykuje napaść na Ukrainę. Mimo partia rządząca PiS zaprosiła do Warszawy europejskich sojuszników Putina. I to nie tylko sojuszników, ale i płatnych kolaborantów. Ludzi takich, jak Marine Le Pen, która dostała co najmniej 9 milionów kredytu od putinowskich oligarchów, od putinowskiego banku. Po co pani Le Pen przyjechała do Warszawy? Aby ogłosić, że Ukraina należy się Rosji, że należy do rosyjskiej strefy wpływów. To właśnie zrobiła w rozmowie z dziennikiem „Rzeczpospolita”.
Niestety, mamy ogromną skłonność do łudzenia się. Wielu z nas zapewne pomyślało, że Marine Le Pen zrobiła brzydki kawał pisowcom. Bo przecież oni wcale nie chcieli, żeby ona to powiedziała… - tak się łudzimy.
Ale gdyby ona im zrobiła brzydki kawał i to na taką skalę, gdyby ten brzydki kawał był wbrew temu, czego oni naprawdę chcą - to pisowcy przestaliby popierać Marine Le Pen. Natomiast było wręcz przeciwnie. Ona wróciła do Francji, by toczyć bój z prezydentem Emanuelem Macronem. Co wtedy robił Mateusz Morawiecki, premier z ramienia partii Jarosława Kaczyńskiego? Bardzo żarliwie popierał Marine Le Pen w tej walce. Atakował Macrona w sposób wykraczający poza reguły przyjęte w polityce międzynarodowej i dyplomacji. Próbował zaingerować we francuskie wybory prezydenckie.
Dodam jeszcze, że na krótko przed inwazją - kiedy już było wiadomo, że najpewniej do niej dojdzie - napisałem do kancelarii premiera, straży granicznej i ministerstwa obrony narodowej. Zapytałem, jak władze zamierzają zareagować na szykujący się wielki napływ uchodźców z Ukrainy. Spytałem, czy uchodźcy z Ukrainy będą potraktowani tak samo, jak uchodźcy przybywający z Białorusi, czyli przemocą i drutem kolczastym.
Uważałem, że to, co robię, jest głupie. Myślałem sobie: „Po co ja właściwie wysyłam te e-maile? Przecież oni skłamią. Kto będzie na tyle głupi, żeby odpowiedzieć: tak, chcemy potraktować ich przemocą i drutem kolczastym?”. Ale zdecydowałem, że jednak wyślę pytania.
Wysłałem i kancelaria premiera nic mi nie odpowiedziała. Natomiast straż granica i ministerstwo obrony narodowej odpowiedziały i odpowiedź mnie zaszokowała. Najwyraźniej pytanie nie trafiło do jakiegoś specjalisty od wizerunku i PR. Najwyraźniej trafiło do ludzi, którzy faktycznie zajmowali się przygotowywaniem wariantów postępowania. Oni zaś jeszcze nie wiedzieli, jaka będzie decyzja rządu. Odpisali, że NIE WYKLUCZAJĄ ŻADNEGO WARIANTU. Zatem NIE WYKLUCZAJĄ STOSOWANIA DRUTU KOLCZASTEGO I PRZEMOCY WOBEC UCHODŹCÓW Z UKRAINY.
To znaczy, że jeszcze dwa tygodnie przed napaścią, przed najazdem Putina na Ukrainę rząd nie wiedział, jakie będą w kraju nastroje. Liczył się z tym, że nastroje mogą być antyukraińskie. Takie, które pozwolą rządowi zatrzymać Ukraińców na granicy. Po to, żeby oni tam koczowali w rozpaczy i grozie. Po to, żeby morale Ukraińców broniących się przed Putinem było gorsze, niż jest teraz. Morale Ukraińców jest dobre między innymi dlatego, że wierzą w polską przyjaźń i pomoc. Wiedzą, że ich kobiety i dzieci są tutaj.
Czego nie wiedzą walczący Ukraińcy? Czego nie wiedzą też ludzie na Zachodzie, z którymi rozmawiam? Nie wiedzą, że ogromna część polskiej pomocy dla Ukraińców to pomoc świadczona rękami obywateli i organizacji pozarządowych. Na Zachodzie ludzie myślą, że to rząd polski pomaga. Tymczasem rząd polski za plecami chował pałkę i drut kolczasty, dopóki się nie dowiedział, jakie są nastroje społeczeństwa.
Kolejnym elementem tej układanki jest wizyta Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie, Sam wyjazd Kaczyńskiego do Kijowa to był bardzo dobry pomysł. To, żeby polski lider tam pojechał i tam się pokazał, to bardzo dobra rzecz. Wybrał sobie towarzystwo nie do końca najlepsze, ale najwyraźniej takie mu pasuje. Takie, jak towarzystwo Janeza Janszy ze Słowenii, który powszechnie uchodzi za słoweńskiego putinowca.
Natomiast przerażające było to, co Jarosław Kaczyński zrobił, kiedy dojechał. Przypominam, że mówimy o bardzo poważnej sprawie. Przecież tam giną ludzie! W momencie wizyty Kaczyńskiego trwały negocjacje pokojowe między Ukrainą a Rosją, które mogły ograniczyć liczbę ofiar. Oczywiście, Putin chce tej wojny, podobnie jak frakcja tzw. jastrzębi na Kremlu. Ale na Kremlu wtedy jeszcze działała również tzw. frakcja pokojowa. Bo część rosyjskiej elity władzy nie chciała tej wojny. Oligarchowie nie chcieli, ale bali się sprzeciwić. Rosyjski wywiad zagraniczny SWR nie chciał wojny, ale nie mógł się sprzeciwić. Nawet skrajnie cyniczny rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, w tamtym momencie nie chciał wojny. Podobnie, jak wszyscy, którzy zajmują się wizerunkiem Federacji Rosyjskiej. Oni wiedzieli, jaka to będzie katastrofa dla Rosji… Zatem moment wizyty Kaczyńskiego w Kijowie to było moment, w którym frakcja pokojowa na Kremlu miała jeszcze jakieś szanse. Frakcja, która niestety już nie istnieje albo w strachu pochowała się po kątach.
To był moment, w którym liczyliśmy, że coś się stanie dobrego. Liczyliśmy, że ktoś na Kremlu Putina zabije, albo że on oprzytomnieje. Liczyli na to też Ukraińcy. Tuż przed przyjazdem Kaczyńskiego Ukraina ustami prezydenta Wołodymyra Zełenskiego dokonała kolejnej wielkiej ofiary na rzecz pokoju. Na spotkaniu z liderami państw północnoeuropejskich prezydent Zełenski powiedział, że Ukraina rezygnuje z aspiracji, żeby wstąpić do NATO.
Ta zaskakująca deklaracja Zełenskiego oznaczała szansę dla negocjacji pokojowych. Oznaczała, że frakcja pokojowa na Kremlu też zaczyna mieć jakieś szanse. Dodatkowym wsparciem dla tej frakcji było to, że w sklepach rosyjskich pojawiły się puste półki. Monitoruję rosyjskie media społęcznościowe, między innymi Odnokłasniki. To jest taki odpowiednik Naszej Klasy, gdzie przeciętni, niezamożni Rosjanie zamieszczają swoje wpisy. Właśnie w tamtym momencie Odnokłassniki przestały pisać, że mają pięknego kotka, albo że wujek przyjechał z Woroneża. Zaczęły pisać, że w Biełgorodzie nie ma cukru, a tamponów nigdzie.
Zatem w Rosji poparcie dla wojny się chwieje. A Zełenski swoją deklaracją daje mocny argument frakcji pokojowej na Kremlu. Mówi Rosjanom, że już nie mają się o co bić. Bo to był jeden z głównych tematów propagandy Kremla, jeden z głównych pretekstów do wojny. To, że Ukraina ma wstąpić do NATO i Rosja będzie miała NATO kilkaset kilometrów od Moskwy.
Zełenski dał mocny argument frakcji pokojowej w Moskwie - ale tego samego dnia wieczorem w Kijowie pojawił się Kaczyński. Co powiedział? To że w Ukrainie powinna stacjonować zbrojna misja NATO.
Co to znaczy dla Rosjan? Oznacza: „Aha, mówicie, że Ukraina nie wejdzie do NATO, ale za to NATO zbrojnie wejdzie do Ukrainy! To tacy jesteście spryciarze!”.
Gdy tylko Kaczyński to powiedział, zacząłem sprawdzać, jak reaguje rosyjska propaganda. Zareagowała natychmiast. Od kremlowskiej agencji TASS po wszystkie najmniejsze portale regionalne, setki mediów zamieściły wypowiedź Kaczyńskiego. Z obrazkami. Opatrzyły ją zdjęciami groźnych ukraińskich czołgów, groźnych ukraińskich żołnierzy, groźnych natowskich żołnierzy, trofeów wojennych. Przekaz był taki, że Zachód eskaluje konflikt, że zagrożenie się zwiększyło. Zatem Kaczyński przywiózł bezcenny prezent dla Putina i dla frakcji jastrzębi na Kremlu.
Ponieważ mamy niezwykłą skłonność do łudzenia się, to komentujemy: „Głupi ten Kaczyński!”. Ale Kaczyński nie jest głupi. Kaczyński jest człowiekiem emocjonalnym i czasem emocje powodują, że popełnia błędy. Przede wszystkim jednak jest człowiekiem bardzo sprytnym: wygrał sześć wyborów pod rząd.
Dodajmy, że Kaczyński w 2015 r. doszedł do władzy dzięki Rosjanom. I doskonale o tym wie. Odsyłam do znakomitej książki Grzegorza Rzeczkowskiego „Obcym alfabetem”. Rzeczkowski udowodnił, że afera taśmowa z 2014 r., która pomogła Kaczyńskiemu dojść do władzy, została zainspirowana i po części też zorganizowana przez Rosjan. Rzeczkowski udowodnił udział ludzi związanych z Rosją w tej aferze. Chodzi o ludzi takich, jak miliarder Tomasz Misiak. Rzeczkowski udokumentował też udział człowieka rosyjskich służb specjalnych FSB. Chodzi o Olega Jeremiejewa z Kaliningradu, który przyjechał do Polski zacierać ślady operacji podsłuchowych.
Kaczyński na pewno o tym wszystkim wie ze względu na osobę jednego z wykonawców tej operacji. Był to przedsiębiorca Marek Falenta, który miał i ma ogromne długi u Rosjan. Przesłuchiwałem go w sądzie, gdzie występował jako świadek w sprawie cywilnej, w której byłem stroną. Gdy przesłuchiwałem Falentę, on przyznał, że działa pod straszną presją Rosjan, że Rosjanie zabrali mu dom, że przenieśli długi jego spółki na niego jako osobę fizyczną. Przyznał, że zabrali mu wszystko i że ma rosyjski pistolet przystawiony do głowy.
Co łączy Falentę z Kaczyńskim? Marek Falenta zaniósł Jarosławowi Kaczyńskiemu taśmy z „Sowy i Przyjaciół”. Taśmy, które brzmiały kompromitująco dla prozachodniej Platformy Obywatelskiej, więc stanowiły cenny prezent dla Kaczyńskiego. Kaczyński kazał sprawdzić Falentę swoim ludziom, których ciągle miał w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. Bo podczas rządów PO w CBA pozostawali ludzie wierni Kaczyńskiemu… Ci ludzie sprawdzili Falentę i musieli zauważyć jego związki z Rosjanami, gdyż były oczywiste: importował wielkie ilości węgla z Rosji. Kupował go w syberyjskiej firmie KTK, kontrolowanej przez ludzi Kremla. Mimo to, Kaczyński przyjął zatruty prezent od Rosjan.
Zatem rodzi się pytanie, kim jest Jarosław Kaczyński w tej całej układance i co tak naprawdę myśli o Kremlu.
Wiemy, że prawą ręką Kaczyńskiego jest Adam Glapiński. Ten sam, który w 2009 r. dostał pałac od polskiego miliardera, Roberta Szustkowskiego, współpracującego z kremlowskimi mafijnymi oligarchami. To menedżerzy firm pana Szustkowskiego założyli podsłuchową restaurację „Sowa & Przyjaciele”.
Wiemy, że Kaczyński stanął na polskiej scenie politycznej w pierwszym rzędzie dopiero w latach 1989-90. Wtedy okazał się nagle mistrzem politycznych intryg. Zaczęto go tak postrzegać, choć wcześniej był działaczem drugoplanowym i raczej lekceważonym. Być może nie jest przypadkiem, że stał się mistrzem intryg w tym samym czasie, w którym zaczął się spotykać z pewnym niezwykłym Rosjaninem. Z Anatolijem Wasinem, który był wtedy najważniejszym funkcjonariuszem sowieckich służb specjalnych w Polsce.
Kaczyński sam przyznał się do tych spotkań książce „Porozumienie przeciw monowładzy” z 2016 r. To książka niezwykle nudna. Jej treścią jest to, że Kaczyński zawsze miał rację. Prawie nikt jej nie przeczytał. W książce Jarosław Kaczyński przyznaje, że spotykał się z Anatolijem Wasinem przez półtora roku. Przyznaje, że pił z Wasinem alkohol, przychodził do prywatnego mieszkania Wasina, rozmawiał z Wasinem o wielkiej polityce. Pisze, że Wasin mu powiedział o szykującym się puczu Janajewa w Rosji, który miał obalić Gorbaczowa. Czy to prawda? Czy to prawda, że Wasin zdradził tę tajemnicę Kaczyńskiemu? Jeśli tak, to rodzi się pytanie, jakie informacje w zamian otrzymywał wytrawny funkcjonariusz KGB. Jakie otrzymywał informacje od Kaczyńskiego, skoro w zamian dzielił się z nim takimi sekretami?
W książce Kaczyński twierdzi, że wyspowiadał się z tych spotkań ówczesnemu szefowi kontrwywiadu, Andrzejowi Milczanowskiemu. Twierdzi, że pod koniec 1990 r. poszedł do Milczanowskiego i powiedział: „Słuchaj, ja pracuję teraz z prezydentem Wałęsą, a miałem takiego rosyjskiego znajomego i spotykałem się z nim...” Tak twierdzi Kaczyński. Zadzwoniłem do Andrzeja Milczanowskiego i co usłyszałem? Andrzej Milczanowski oświadczył, że Kaczyński nigdy nic takiego mu nie powiedział!
To rodzi pytanie, kim jest Jarosław Kaczyński. Nie jestem sądem, żeby tutaj przesądzać, czy ktoś jest zwerbowanym, świadomym swej roli agentem. Ferowanie takich wyroków jest też trudne z jeszcze innego powodu. Mianowicie takie pojęcia, jak agent, spisek, to są pojęcia dziewiętnastowieczne, co najwyżej dwudziestowieczne. A żyjemy w XXI wieku i opisywane w moich książkach sieci wpływu są bardziej elastyczne i wielostopniowe niż pojęcie „spisku”. One co najwyżej w 10 procentach składają się ze zwerbowanych agentów. Reszta to ludzie, na których się wpływa poprzez motywacje finansowe, ideologiczne, towarzyskie. Rosjanie, jak widzimy na polach bitwy Ukrainy, wielu rzeczy nie umieją - ale to umieją doskonale: tworzyć elastyczne, prężne sieci wpływu. Potrafili wywrzeć wpływ na wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Tym bardziej więc potrafią wywierać wpływ na nasze społeczeństwo, bliższe geograficznie i kulturowo.
Niezależnie do tego, dla zachowania proporcji trzeba pamiętać o sprawie Oleksego. Trzeba pamiętać, że mniej naganna zażyłość premiera Józefa Oleksego z mniej ważnym agentem Kremla, jakim był Władimir Ałganow, kosztowała premiera Oleksego karierę. Moim zdaniem słusznie, bo polski polityk nie powinien mieć takich zażyłości. Natomiast Kaczyński jest bezkarny.
Po co mówię o tym wszystkim? Mówię o tym wszystkim po to, żebyśmy sobie zdali sprawę, że trwa wojna. Wojna trwa także w Polsce. My jesteśmy polem bitwy. To jest inna bitwa, niż w Ukrainie. To bitwa hybrydowa. Jesteśmy otoczeni przez dezinformację, przez oszustwo, przez manipulacje. Dlatego musimy przestać wierzyć w deklaracje. Musimy zacząć zwracać uwagę na fakty, na czyny.
Kiedy patrzymy na czyny Jarosława Kaczyńskiego i jego obozu rządzącego, to co widzimy? Dziewięćdziesiąt pięć procent tego, co robią, służy Putinowi. Pozostałe pięć procent, bardzo ważne, to jest broń, którą wysyłamy Ukrainie. Ale - jak sami widzieliśmy - wysyłanie tej broni też odbywało się w sposób dziwny. Widzieliśmy dziwne manewry dyplomatyczne, widzieliśmy ociąganie się. Wygląda na to, że wysyłamy tę broń dlatego, że PiS nie wie, czy już jest gotów, by całkiem zrazić do siebie Amerykanów…
Ale zerwania z USA nie można wykluczyć. Liczne źródła mówią, że nasz rząd negocjuje z Chińczykami gigantyczną pożyczkę. Chińska pożyczka ma uratować rząd przed bankructwem, bo Polska już bankrutuje. Mówi się o bilionie dolarów, o różnych kwotach. Mówi się, że Chińczycy stawiają bardzo ostre warunki. Chcą wejść do KGHM, tak mówi jedno ze źródeł. Wszystkie źródła zgadzają się co do tego, że Chińczycy chcą przejąć nasze porty. Żądają politycznego zerwania z Amerykanami. Polska zostałaby w NATO - ale tak jak Turcja pana Erdogana, która jest w NATO tylko formalnie, a faktycznie należy do Wschodu i rozbija NATO.
Dlatego zmroziła mnie wiadomość sprzed 10 dni o tym, że chińskiego oligarchę Li Ka-shinga dopuszczono do przetargu na Bałtycki Terminal Kontenerowy. A jego konkurentem w tym przetargu są Amerykanie. Chińczycy raczej nie startowaliby w przetargu, gdyby nie wiedzieli, że mają szanse go wygrać. Jeżeli Chińczycy wygrają ten przetarg, jeżeli okaże się, że jest to część pakietu związanego z gigantyczną pożyczką, jeśli zerwiemy z Amerykanami i przyjmiemy te pieniądze - to będzie ogromna katastrofa. To będzie znaczyło, że niezależnie od wszelkich antyrosyjskich deklaracji jesteśmy już oficjalnie w tym samym obozie co Putin i Pekin. Co nas może uchronić przed tą katastrofą? Być może to, że zainteresowanie Chińczyków Polską może zmaleć po tym, jak Unia Europejska zaostrzyła regulacje dotyczące produktów chińskich. Jeśli UE stanie się mniej atrakcyjnym łowiskiem pieniędzy dla Chińczyków niż dotąd, to może nie będą chcieli tyle inwestować w Polskę.
To są fakty, które przedstawiłem po to, żebyśmy mogli wyciągnąć wnioski. Teraz odpowiem na Państwa pytania.
PYTANIE Z SALI: Jestem Hiszpanem mieszkającym w Polsce. Mamy problemy z Katalonią i z Krajem Basków. Są relacje z Rosją, która popiera cały ten ruch niepodległościowy. Z drugiej strony mamy w Hiszpanii partię, która się nazywa Vox, która jest ultraprawicowa. Gdy Rosja napadła na Ukrainę, partia Vox szerzyła propagandę putinowską. Co się dzieje teraz w Europie? Ruchy niepodległościowe popierane przez Putina, prawica też popierana przez Putina, i do tego Kościół katolicki, bo papież…
TOMASZ PIĄTEK: Częścią tej prawicy jest PiS. Mieliśmy tu w Polsce różne wizyty, które dla ludzi wierzących w antyrosyjskość PiS stanowiły ogromne zaskoczenie. Choćby wspomniana pani Le Pen. Ale odwiedzał nasz kraj również Matteo Salvini. Podczas ostatniej wizyty został upokorzony przez prezydenta Przemyśla, który mu wytknął jego związki z Putinem… Tak się składa, że ta ostatnia wizyta była skonsultowana z Mateuszem Morawieckim. Salvini i Morawiecki utrzymywali stały kontakt. Salvini przyjechał do Przemyśla za wiedzą i zgodą Morawieckiego. Nasz rząd - i to jest przerażająca informacja - chciał przedstawić Salviniego jako wybitnego eksperta od kryzysów migracyjnych. Jako eksperta, który przyjechał do Polski pomóc nam w sprawie uchodźców z Ukrainy. Przecież Salvini to człowiek, który wystawiał na śmierć i cierpienie migrantów z Afryki! Przez niego na łodziach umierali ludzie.
Jeśli chodzi o wspieranie partii politycznych w Europie, to Putin ma taką zasadę, że popiera partie antysystemowe. Mogą być prawicowe, mogą być ultralewicowe, byle zwalczały zachodnią demokrację. W Polsce jest trudno o lewicę, więc łaski Putina spadają głównie na prawicę. Oczywiście, byli też w Polsce lewicowcy prorosyjscy. Próbowano stworzyć taką partię Zmiana, którą zakładał Mateusz Piskorski, oskarżony o szpiegostwo. On się prezentował jako lewicowiec - ale to nie wyszło zupełnie. Partia Zmiana nie wydostała się z marginesu politycznego.
Prawica jest mocna, jest u władzy, więc Putin w Polsce inwestuje głównie w prawicę. W prawicę rządzącą - i w prawicę jeszcze bardziej prawicową, czyli w partię Konfederacja. Ona popycha polski prawicowy rząd jeszcze bardziej na prawo. Tam, gdzie lewica ma szanse, jak w Hiszpanii, Putin inwestuje dużo również w lewicę. Tam, gdzie separatyści mają szansę w Katalonii, to inwestuje w separatystów.
Rzecz jasna, Władimir Putin nie tworzy tych wszystkich zjawisk. Putin nie jest czarodziejem, który robi coś z niczego. Putin wykorzystuje istniejące problemy Zachodu, aby je zaognić i zrobić z nich broń przeciw Zachodowi. To sprytny i bezwzględny człowiek, który ma sprytnych doradców oraz bardzo dobre narzędzia pozyskiwania i analizowania informacji. Gdy widzi, że rodzi się jakaś tendencja groźna dla Zachodu, to zaczyna ją wspierać.
Tak było z antyszczepionkowcami. Tutaj Rosjanie odnieśli sukces, którego się nie spodziewali. Kiedy pojawił się ruch antyszczepionkowy, Rosjanie sobie powiedzieli „To mogłoby się przydać do siania zamętu, ale czy to pociągnie za sobą masy? To kompletne szaleństwo, bo kto nie wierzy w naukę? Kto nie wierzy w medycynę?”. W końcu uznali, że to będzie dla nich dobre narzędzie, ale takie o pomniejszym znaczeniu. Jedno z wielu narzędzi służących do tego, żeby przeobrazić naszą debatę publiczną w pyskówkę… Założyli, że trolle antyszczepionkowe będą doprowadzać zwykłych internautów do szaleństwa. Liczyli na obustronną agresję, która sprawi, że debata stanie się bardziej barbarzyńska. Miały się ścierać dwie opcje: antyszczepionkowe trolle kontra wściekli obrońcy normalności. Ale po roku, dwóch Rosjanie stwierdzili, że ta druga opcja nie nadąża za pierwszą. Zobaczyli, że antyszczepionkowcy cieszą się ogromnym, niespodziewanym sukcesem. Wtedy Rosjanie zrozumieli, że antyszczepionkowców trzeba pompować jak tylko się da - bo oni są dynamitem, który może wysadzić w powietrze nasze zaufanie do nauki. Zatem to, co jest jedną z największych sił Zachodu, czyli zdolność do racjonalnego myślenia. Rosjanie z początku nie wiedzieli, jaką wspaniałą broń mają w rękach - ale potem to nadrobili.
Wobec tych wszystkich zagrożeń stoimy przed bardzo trudnym wyzwaniem. Musimy dokonać radykalnej zmiany w naszych społeczeństwach. Musimy przyjąć do wiadomości, że mamy wojnę, nie tylko w Ukrainie. Musimy przyjąć, że mamy też wojnę hybrydową w Polsce. Musimy się zmobilizować, zdyscyplinować. Jednak z drugiej strony, kiedy ludzie się mobilizują, dyscyplinują, to to też jest jakaś pożywka dla myślenia ekstremistycznego, autorytarnego. A my musimy się zmobilizować i zdyscyplinować równocześnie pozostając demokratami i ludźmi racjonalnie myślącymi. To bardzo trudne - ale takie właśnie wyzwanie przed nami stoi. Jeśli temu nie sprostamy, to po nas.
PYTANIE Z SALI: A jak się w to wszystko wpisuje Solidarna Polska i Ziobro?
Miałem na ten temat ostatnio serię rozmów. Z bardzo różnymi osobami, nie tylko z Polski. Na przykład specjalista od ekstremizmu dr Przemysław Witkowski uważa, że konflikt Kaczyńskiego z Ziobrą jest sztuczny. Uważa, że Kaczyński pozwala Ziobrze zachowywać się w sposób bardziej ekstremalny, niż Prawo i Sprawiedliwość. Po to, żeby część odiumultraprawicy spłynęła na Ziobrę, a równocześnie po to, żeby przyciągać do koalicji Zjednoczonej Prawicy wyborców Konfederacji. Po to, żeby wyborcy Konfederacji, bardziej ekstremalni niż PiS, mówili sobie: „Tego Kaczyńskiego nie lubimy, bo to jest liberalny socjalista, ale w Zjednoczonej Prawicy jest Ziobro. To jest twardy człowiek. On nienawidzi Zachodu tak jak my!”
To jest możliwe, ale z drugiej strony Ziobro też próbuje coś ugrać - nie tylko w samej Polsce, ale na scenie geopolitycznej, międzynarodowej. Nawiązuje kontakty z różnymi partiami i partyjkami samodzielnie. Nawiązał kontakt z taką osobliwą partią, która się pojawiła w Rumunii i nazywa się Sojusz Rumuńskiej Jedności. Założył George Simion, który był stadionowym watażką, szefem kiboli rumuńskich. Pewnego dnia Simion nagle założył partię i nagle wszedł do parlamentu. Od zera szybko przeskoczył do dziesięciu procent poparcia i mu cały czas rośnie. W ocenie ludzi znających Rumunię, Simion jest niebezpiecznym prowokatorem. Jego główny cel to jak najszybsze zjednoczenie Rumunii z Mołdawią. Próba takiego zjednoczenia oznaczałaby, że Rumunia ma wojnę z Rosją, ponieważ w Mołdawii jest rosyjskojęzyczne Naddniestrze, zbuntowane i popierane przez Putina. Z takim właśnie człowiekiem, z taką partią Ziobro nawiązał teraz sojusz. Wielokrotnie sprawdzałem powiązania Solidarnej Polski, bo oni się zachowują w taki sposób, że trójkolorowa flaga Rosji trzepocze nad głowami. Ta jawna nienawiść do Zachodu, do zachodnich wartości… Jednak niewiele znalazłem. To wygląda tak, jakby bardziej aspirowali do takich powiązań niż je mieli. Być może, rozgrywając swój teatr z Jarosławem Kaczyńskim na polskiej scenie politycznej, Ziobro równocześnie próbuje grać w jeszcze bardziej niebezpieczną grę międzynarodową. Mówiąc obrazowo, staje na palcach. macha i woła „Panie Putin! Ja tutaj jestem! Tu w Polsce jest taki Ziobro! On panu zrobi dobrze, lepiej niż ten Kaczyński!”
PYTANIE Z SALI: Czy zachodnie antyszpiegowskie działania, wywiady, czy oni też o tym wiedzą? Dlaczego nie są w stanie, może to naiwne z mojej strony, nic nie robić? Mówię np. o Brexit…
No, to jest pytanie, które my w Polsce przede wszystkim naszemu wywiadowi i kontrwywiadowi powinniśmy zadać. Obawiam się, że i w Polsce i na Zachodzie doszło przez ostatnie 30 lat do rzeczy niedobrych. Zachód zaspał. Towarzyszyło temu i sprzyjało temu takie przeświadczenie, że Chiny też chcą tylko zarabiać pieniądze i z nimi się będzie zawsze robić biznesy. Wierzono, że Rosja to jest dość duży, ale pogubiony kraj, który nie jest realnym zagrożeniem. Wiedziano, że Rosja ma arsenał atomowy i potężne służby specjalne. Jednak łudzono się, że Kreml nie wykorzysta swojej pozycji, bo ma zbyt dużo swoich problemów. Tymczasem Rosja zazwyczaj eksportuje swoje problemy na zewnątrz. Leczy kiepskie samopoczucie swoich obywateli za pomocą potyczek, aneksji, inwazji, podbojów… Niby znaliśmy to z historii, ale zaspaliśmy, bo wierzyliśmy, że historia się skończyła. Historia się skończyła, zaczęła się era biznesu, jeśli są jakieś wojny, to robiono po to, żeby zarobić. W takiej atmosferze Rosjanom łatwo było działać na Zachodzie, w tym również - werbować funkcjonariuszy przeciwnika. Bo gdy funkcjonariusze stają się leniwi, nieudolni i pazerni, to łatwo na nich zbierać haki.
Od tego chyba trzeba zacząć uzdrowienie Zachodu. Od służb specjalnych. W tym celu trzeba doprowadzić do zmiany władzy w Polsce, bo nie zreformujemy naszych służb, dopóki jest rząd PiS. A to konieczne. Musimy odbudować kontrwywiad, który został zniszczony przez PiS. Albowiem kraj bez kontrwywiadu przestaje prowadzić swoją politykę i zaczyna prowadzić politykę swoich wrogów.
Niestety, co do służb specjalnych mamy wyobrażenia, które jeszcze nam zostały z czasów komunizmu. Uważamy, że działanie w służbach specjalnych to jest coś bardzo złego. To prawda, że prowadzenie wywiadu zagranicznego wiąże z bardzo grubymi dylematami moralnymi. Trzeba przekonywać kogoś, żeby zdradził swoją ojczyznę… Ale jedną z najbardziej zaszczytnych służb jest kontrwywiad. To obrona własnego kraju. Jeżeli odbudujemy kontrwywiad, to bardzo wiele się zmieni. W tym celu musimy zrezygnować z błędnej wizji, jakoby Polska była odrębnym małym światem, w który rzadko ktoś z zewnątrz ingeruje.
PYTANIE Z SALI: Teraz moje pytanie jest takie: wobec wojny w Ukrainie trudno w Polsce być prowschodnim. Jak w tej sytuacji PiS może kontynuować politykę prowschodnią?
tej sytuacji, kiedy ten koń ujeżdżania prowschodniego jest bardzo trudny, kiedy ten koń jest prozachodni, jak w tej sytuacji, kiedy znika ten element ekonomiczny, partia władzy może próbować iść w tym kierunku, bo to wydaje się bardzo trudne…
To trudne w tej chwili, ale możliwe. Gdybym był Jarosławem Kaczyńskim, to mówiłbym tak: „Sytuacja jest ciężka. Mamy trudności gospodarcze, nie z naszej winy, nie! To putinflacja, to Putin zrobił nam inflację. Sojusznicy nas zdradzają, Niemcy to są przecież wspólnicy Rosji, prawda? Niemcy to też wróg”. Tu dodam, że ostatnio pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie była manifestacja wyznawców teorii smoleńskich. Trzymali wielką płachtę „Rosja i Niemcy – zbrodniarze przeklęci na zawsze!” Więc Kaczyński musiałby mówić w ten sposób: „Zachód to wróg. Oczywiście, kochamy Amerykę, ale Ameryka jest daleko, a Joe Biden to słaby lewak. Osamotnieni, musimy ratować substancję narodu, czyli wasze pensje, wasze miejsca pracy, wasze 500+. Musimy ją ratować i ktoś nam pomoże, bo na szczęście nie jesteśmy zupełnie osamotnieni. Na szczęście są Chiny! Uwaga, to nieprawda, że Chiny są proputinowskie! Gdyby Chińczycy lubili Putina, to by nie lubili naszego prezydenta Dudy! To by nie lubili nas, a przecież nas lubią! Właśnie nam dają masę pieniędzy! A tak poza tym, to właśnie Chińczycy powściągnęli Putina. To, że Putin nie zajął jeszcze całej Ukrainy, to zasługa Chińczyków. A z Amerykanami to się jeszcze kiedyś pogodzimy, jak tam będzie normalny prezydent. Jak Donald Trump wróci, to się wszystko uładzi.” Spodziewałbym się tego rodzaju opowieści.
PYTANIE Z SALI: To ja dopowiem do mojego poprzedniego pytania. Czy nie uważa pan, że wojna w Ukrainie odcięła PiS-owi możliwość skrętu na Wschód? Amerykanie przez pewien czas próbowali uwodzić Rosję przeciw Chinom, ale teraz jednak stanęli twardo po stronie Zełenskiego. I zamknęli Polsce drogę na Wschód, zamknęli na żelazne klamry.
TOMASZ PIĄTEK: To prawda, że Amerykanie chcieli przeciągnąć Rosję na swoją stronę. Dlatego szefem CIA został Wiliam Burns, który spędził kawał życia w Rosji i doskonale poznał Rosjan. Był dyplomatą w Rosji, potem ambasadoremw Rosji, a zanim poszedł do CIA, pisał eseje o Rosji. Ja je czytałem. Można z nich było wysnuć taką myśl: „Rosję jest trudno zwyciężyć, ale łatwo kupić.” I prawdopodobnie na to się nastawili Amerykanie. A Putin powiedział im: „Niet! To już nie jest Rosja Jelcyna, którą mogliście sobie kupić. To jest straszna, krwawa Rosja Putina, która rozwali wam we Wschodniej Europie wszystko, co próbowaliście zbudować!”
Jaka jest reakcja Amerykanów? Oni zapewne dążą do tego, o czym pan mówi - do zamknięcia klamer, do stworzenia już nie żelaznej kurtyny, a żelaznej zapory. Czy jednak mają dość sił, żeby zareagować z taką mocą, jakiej potrzebują? Bo to już nie są te same USA, CIA i NATO, co w latach 80. Tak jak mówiłem, zaszły pewne procesy w zachodnich służbach, które nie sprzyjają skutecznemu działaniu. Jeżeli Amerykanie mają taką siłę, o której pan mówi, to Jarosław Kaczyński za rok nie będzie rządził. Ale czy ją mają. Nie wykluczam, że tak. To w końcu jest wielkie mocarstwo. Natomiast nie liczyłbym na to, że to się dokona samo. Nie łudźmy się, że przyjdą Amerykanie i nas wyzwolą. Nasz problem musimy rozwiązać sami. Gdy sojusznicy zobaczą, że go rozwiązujemy, to przyjdą nam z pomocą. Ale za nas tego nie zrobią. W obliczu wojny w Ukrainie musimy myśleć o tym, jak to zrobić, żeby Polska jak najszybciej i najskuteczniej wróciła do wspólnoty narodów zachodnich.
PYTANIE Z SALI: Mam wrażenie, że przegrywamy wojnę informacyjną w opinii publicznej, tak? Nie widzę odrodzenia, nie słyszę mocnego głosu z Zachodu. Kiedyś, jak była żelazna kurtyna, to słuchaliśmy Wolnej Europy. Tego już nie ma. Nie ma czegoś, co mogłoby nas skonsolidować wokół świata demokratycznego? Biden mówi i europejscy politycy mówią o walce dyktatu z wolnością. Ale to są tylko słowa. Słowa, których nie podejmują media.
TOMASZ PIĄTEK: Media umierają, niestety. Te tradycyjne media. To jest kolejny niezwykle groźny problem, z którym się borykamy. Tradycyjne media są duszone przez media społecznościowe. Donald Trump nie zostałby prezydentem, gdyby nie Facebook. Rosjanie nie wymyślili Facebooka, ale nauczyli się, jak z niego korzystać. Niestety, twórcy mediów społecznościowych przekonali amerykańskich prawodawców, że internet to wspaniale królestwo wolności, które nie wymaga regulacji. To było cyniczne podejście, dzięki któremu Rosjanie mogli wypromować Donalda Trumpa. A równocześnie Facebook i inne media społecznościowe stworzyły morderczą konkurencję dla mediów tradycyjnych. Dla takich mediów, gdzie jest redaktor naczelny, prawnik, dziennikarz śledczy, korektor, redaktor, gdzie informacja jest sprawdzana. To jest zabójcze. Bo to, co oglądamy, to umieranie opinii publicznej. Opinia publiczna umiera. Zostaliśmy zamknięcie w małych bańkach, które wciąż się zmniejszają. Bo im mniejsza jest bańka, w której żyjemy, tym łatwiej można wciskać jej towary i usługi zrobione pod gust jej członków. Dlatego dostajemy tylko takie informacje, które nam się podobają. Jeśli jesteśmy ludźmi wykształconymi i umiejącymi sprawdzać informacje - to nasza bańka dostarcza nam informacji prawdziwych i sprawdzonych, ale selektywnie wybranych, bardzo wybiórczych. A jeśli jesteśmy niewykształceni, to dostajemy informacje o tym, że koronawirusa wymyślili Marsjanie, albo Bill Gates, który chce zmienić nasze dzieci w chomiki.
Mówiłem o służbach, które są jednym z filarów naszego społeczeństwa i które trzeba odbudować. Drugim filarem są media i one też wymagają odbudowy. Obecnie na Zachodzie obok negatywnych tendencji można też zauważyć pozytywne tendencje. W Stanach Zjednoczonych po wyborze Trumpa na prezydenta, część opinii publicznej się przeraziła. Niektórzy odbiorcy znów zaczynają szukać sprawdzonych informacji, znów chcą płacić za informacje. Niestety, mówimy tylko o części odbiorców. W Polsce pod tym względem jest trudno. Dlatego często publikuję informacje bez tzw. paywalla, nieodpłatnie. Na Youtubowym kanale Reset Obywatelski i na portalu resetobywatelski.pl , gdzie każdy może wejść, posłuchać i przeczytać. Niestety, czytelnicy są tak rozpieszczani przez media społecznościowe, które dostarczają im darmowych informacji, że niezbyt chcą płacić za informacje. Oczywiście, w Polsce też trochę zaczęły rosnąć prenumeraty, ale wciąż zbyt wolno. Zastanawiam się, jakie jeszcze katastrofy muszą nas spotkać, żeby ludzie zrozumieli, że warto za prawdę płacić.
PYTANIE Z SALI: Jeśli ludzie nie chcą płacić za media, może te media powinny szukać pieniędzy gdzie indziej, żeby jednak tę misję w społeczeństwie prowadzić? Bez tego będzie bardzo trudno.
TOMASZ PIĄTEK: To jest właśnie to, co robimy w Resecie Obywatelskim. Widzów, którzy nas popierają, prosimy o wpłaty. Tak działają media obywatelskie. Być może to jest wzorzec, który wyprowadzi nas ze ślepego zaułka, w który wepchnęły nas media społecznościowe. Pojawia się opinia, że Facebook i inne media społecznościowe są prawdziwą demokracją, bo tam obywatele piszą, co chcą i wierzą, w co chcą. Nie zgadzam się z tą opinią. Uważam, że nie ma demokracji bez edukacji, a one niestety są antyedukacyjne. Każda władza wymaga edukacji. Także monarchia jej wymaga, bo jeśli król jest kretynem i ignorantem, to monarchia upadnie. Gdy ogół obywateli ma wpływ na rządzenie, to też musi być mieć elementarną edukację. Bez niej sprowadzi na siebie katastrofę.
PYTANIE Z SALI: Cały czas mam wątpliwości co do roli Kaczyńskiego i rządu. Polska jest kluczowym krajem tranzytowym dla uzbrojenia przekazywanego Ukrainie. Gdyby Polska zablokowała dostawy tak jak Węgry, to Ukraina pewnie by się nie broniła. Jeśli więc Kaczyński jest pionkiem czy hetmanem Putina, to powinien zablokować te dostawy. Może wtedy Putin straciłby tego hetmana, bo Kaczyński skończyłby się wtedy dla Polaków. Ale zyskałby Ukrainę. Tym bardziej, że gdyby Polska się wycofała, to Rumunia i Słowacja pewnie też, ze strachu.
TOMASZ PIĄTEK: Gra się tak, jak szachownica pozwala. Po pierwsze, wcale nie wiadomo, czy Rumunia i Słowacja w takiej sytuacji by się wycofały. Mogłyby okazać gorliwość w dostawach widząc, że to czyni je ważniejszymi sojusznikami USA po wycofaniu się Polski. A przede wszystkim, gdyby Kaczyński spróbował zablokować te dostawy, to by upadł ze względu na obecne nastroje społeczne w Polsce. A wtedy Putin straciłby hetmana za nic, bo następca Kaczyńskiego natychmiast by odwołał blokadę.
Oczywiście, rozumiem, skąd się biorą pańskie wątpliwości. Od lat jesteśmy karmieni kliszami o Kaczyńskim antyrosyjskim, o żałobie smoleńskiej… Ale Kaczyński nigdy nie wierzył w to, że brata zabili mu Rosjanie. Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobił po katastrofie smoleńskiej, było wygłoszenie orędzia do Rosjan. O czym? O tym, jak bardzo kocha Rosjan i jak bardzo jego brat kochał Rosjan.
Teorie spiskowe o tym, jakoby katastrofa smoleńska była wynikiem rosyjskiego spisku, zaczęli rozsiewać ludzie związani z Rosją, tacy jak Eugeniusz Sendecki. Grzegorz Rzeczkowski w książce „Katastrofa posmoleńska” opisał to bardzo dokładnie. Ludzie, którzy jeszcze dzień przed katastrofą nazywali Kaczyńskiego zdrajcą, bo się skumał z Unią Europejską i NATO, nagle zmienili front. Jak na rozkaz przestali kochać Rosję i zaczęli głosić, że Kaczyńskiego zabili Rosjanie. PiS przejął od nich później tę narrację przy intensywnym udziale Antoniego Macierewicza. Kaczyński się tą opowieścią posługuje bardzo cynicznie, instrumentalnie. Kiedy jej potrzebuje, to ją wyciąga z szuflady. Kiedy jej nie potrzebuje, to ją wygasza.
Najbardziej szokujące jest to, do jakiego stopnia Kaczyński zaimportował do Polski rozwiązania i pomysły Putina. Opublikowałem w „Newsweeku” artykuł na ten temat. Kaczyński skopiował manewry Kremla. Takie, jak likwidowanie niezależności sądownictwa poczynając od Trybunału Konstytucyjnego. Takie, jak przejmowanie mediów przy pomocy koncernu paliwowego. Pisowska nagonka na osoby LGBT to stuprocentowo dokładna putinowskiej nagonki na LGBT. Stosowane są identyczne hasła propagandowe, identyczne co do przecinka. Porównanie roli Daniela Obajtka w Polsce i roli Michaiła Lesina w Rosji daje niesamowite efekty. Nieodparte jest wrażenie, że Kaczyński ma podręcznik pod tytułem „Władimir Putin. Jak zostać dyktatorem”. Punkt pierwszy, punkt drugi, punkt trzeci… Potrzebujesz kogoś, kto przepchnie prywatne media w ręce twojego koncernu paliwowego? Stwórz „genialnego menedżera”, którego hasło brzmi „Wszystko mogę!” i niech on to zrobi (to Lesin w Rosji i Obajtek w Polsce). Chcesz, żeby nagonka na LGBT wyglądała w miarę spontanicznie? Wyślij zawziętego, ale niepozornego posła, żeby jeździł po kraju i namawiał miasta do ogłaszania się strefami wolnymi od zarazy gender (to deputowany Aleksandr Czujew w Rosji i poseł Kazimierz Smoliński w Polsce). Kaczyński dokładnie krok po kroku robi to, co wcześniej robił Putin.
UWAGA Z SALI: Nigdy nie wierzyłem w antyrosyjskość Kaczyńskiego, ale jestem pod wrażeniem jego „wszechmocy”. On nieraz jawnie działa przeciw Polakom, a poparcie spada mu zaledwie o dwa procent, albo trzy…
TOMASZ PIĄTEK: Pasmo nieprzerwanych sukcesów Kaczyńskiego i jego nietykalność, jego odporność na wszelkie wizerunkowe kryzysy - to faktycznie wygląda tajemniczo. Spójrzmy zatem, kiedy to się zaczęło. Zaczęło się wtedy, kiedy Jarosław Kaczyński przyjął zatruty prezent od Rosjan: rosyjskie taśmy Marka Falenty.
Osiem lat wcześniej, w 2006 r. w identyczny sposób zaczęło się nieprzerwane pasmo sukcesów Viktora Orbana. Od afery taśmowej. Centrolewicowy premier Ferenc Gyurcsany na zamkniętym spotkaniu partyjnym mówił: „Kłamiemy i będziemy kłamać. Nasza partia rządzi dzięki temu, że kłamie” - i więcej podobnych rzeczy. Taśmę z tym nagraniem dostali działacze partii Viktora Orbana, dostały ją też media. Po ujawnieniu nagrania, Orban wygrał wybory lokalne, potem europejskie, potem parlamentarne. Przejął władzę i rządzi, rządzi, rządzi… Kto dostarczył taśmę z nagraniem premiera Gyurcsany’a do działaczy partii Orbana i prawdopodobnie też do mediów? Bardzo niezwykły człowiek, który odegrał rolę Falenty na Węgrzech. Nazywał się Eduardo Rozsa Flores. Był pół Węgrem, pół Katalończykiem. Urodził się w Boliwii, potem wychowywał w Szwecji. A przede wszystkim - skończył uczelnię sowieckich służb specjalnych KGB w Moskwie. Taśma Gyurcsany’a najwyraźniej też stanowiła zatruty rosyjski prezent. Zatruty dla Węgier, bo zaszkodził temu krajowi. Natomiast słodki dla Viktora Orbana, który po przyjęciu prezentu rozpoczął pasmo sukcesów. Co się stało zEduardo Rozsa Floresem? Niestety już nie żyje. Kilka lat po tym, jak dostarczył taśmę, zginął w Boliwii, w dziwnych okolicznościach. Został zastrzelony przez komandosów boliwijskiego prezydenta, słynnego populisty Evo Moralesa. Wersja oficjalna głosi, że Rozsa Flores planował zamach na Moralesa. Jak było naprawdę, nikt nie wie.
PYTANIE Z SALI: Co pan sądzi o ujawnieniu treści korespondencji mailowej ze skrzynki Dworczyka? Kto tym gra, i w jaki sposób i po co? Druga kwestia: jak pan sądzi, w co grają Chiny? Ostatnie wydarzenia wepchnęły Rosję w ramiona chińskie. To przy różnicy potencjałów gospodarczego i demograficznego musi się skończyć jakąś wasalizacją Rosji przez Chiny, być może także kolonizacją.
TOMASZ PIĄTEK: W co grają Chiny? Chiny grają w chińczyka, Chiny grają o to, żeby Chiny stały się nowym liderem światowym. W tym celu będą na arenie międzynarodowej przyjmować postawę wyczekującą. Będą nas łudzić uśmiechami. Będą udawać, że trochę powstrzymują tego złego Putina. Tymczasem w wewnętrznej propagandzie chińskiej, skierowanej do poddanych reżimu, Rosja jest bohaterem. Rosja jest tym dobrym, Zachód jest tym złym. W Ukrainie to Rosja ma słuszność etc. Takimi treściami są karmieni Chińczycy. Na zewnątrz się wydaje, że Chiny zajmują bardziej wyważone stanowisko, ale to nieprawda.
Dla Chin Rosja jest bardzo korzystna. Z jakich przyczyn? Chińczyk to w tej chwili światowy mafioso, największy światowy lichwiarz. Chińczycy pożyczają gigantyczne pieniądze innym krajom. Pożyczają więcej, niż Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ten chiński lichwiarz i mafioso ma też warsztaty, w których biedni wyrobnicy, albo niewolnicy, albo więźniowie polityczni harują. Po to, żebyśmy my mieli pluszowe misie, skarpetki, telefony etc. Chiny to mafijny ojciec chrzestny - a Rosja jest chuliganem na usługach tego ojca chrzestnego. Ojcu chrzestnemu rosyjski chuligan bardzo się przydaje. Chuligan jest groźny i straszy wrogów ojca chrzestnego. Ojciec chrzestny może poszczuć wrogów takim chuliganem. A potem może pokazać wszystkim, że skraca temu chuliganowi smycz. Może udawać, że go powstrzymuje. Po to, żeby odgrywać rolę arbitra. Może mówić: „Bądźcie grzeczni, bo napuszczę na was Putina. Ale jeśli będziecie mili, to może ja tego Putina wezmę na krótszą smycz”.
Jak długo Rosjanie będą się godzić na tę rolę? Obecnie nie mają wyjścia. Być może jednak są w Rosji jakieś siły, które nie chcą chodzić na chińskiej smyczy. Być może te siły jakoś będą próbowały działać. W tej chwili to jest bardzo trudne. Jak wiemy, po kijowskim występie Kaczyńskiego frakcja pokojowa została rozpędzona lub wyciszona przez Putina. Ale nie wiemy, co będzie za parę lat. Rosjanie są teraz na Chiny skazani, ale nie ufają im. Uważają Chińczycy za zupełnie obcych kulturowo, czy też wręcz rasowo. Rosjanie – nie wszyscy, oczywiście, ale wielu z nich - myślą wciąż takimi kategoriami. To jest sytuacja dla Rosjan bardzo trudna. To jest sojusz, na który są skazani. Ale „skazany” to nie jest miłe słowo. Nie jest miłe bycie na coś skazanym.
Co do maili Dworczyka, to znakomita operacja. Całkowicie się zgadzam z generałem Pytlem, z Anną Mierzyńską i innymi ekspertami. To operacja, którą zrobili Rosjanie przy pomocy Białorusi.
Oczywiście, można zapytać, dlaczego Rosjanie robią takie świństwo PiS-owi. Dlaczego publikują maile Dworczyka, skoro PiS wyświadcza im tak wielkie przysługi w Polsce? Jednak Rosjanie nie robią żadnego świństwa PiS-owi, gdy publikują maile Dworczyka.
Rosjanie wiedzą już, jak nasze społeczeństwo jest spolaryzowane i podzielone na bańki. Publikacja maili Dworczyka służy Kremlowi w każdej bańce, w każdej grupie, na wiele sposobów.
Po pierwsze: czego wyborcy PiS się dowiedzieli o aferze mailowej Dworczyka? Albo o niej się w ogóle nie dowiedzieli - albo się dowiedzieli, że podli Rosjanie atakują dzielnego, patriotycznego ministra Dworczyka. Zatem mają kolejny powód, żeby kochać ministra Dworczyka i rząd PiS…
Po drugie, czego z afery mailowej dowiedział się Dworczyk i jego szef Morawiecki? Dowiedzieli się, że nadal mają po cichu służyć interesom Kremla. Dowiedzieli się, że Kreml zna wszystkie ich sekrety. Kreml ujawnił sporo nieładnych sprawek, ale może ujawnić jeszcze brzydsze, jeśli Morawiecki i Dworczyk nie będą służyć Moskwie. Zatem Morawiecki i Dworczyk dowiedzieli się, że Kreml, który dał im władzę, cały czas ich pilnuje. Pilnuje - i dopilnuje, żeby nie urwali się z kremlowskiego łańcucha.
Po trzecie: czego się dowiedziała nasza strona konfliktu politycznego w Polsce? Czego się dowiedzieli wyborcy opozycji? Rozmawiałem o tym m.in. z Marcinem Dumą, ekspertem od badania opinii publicznej. Z badań Dumy wynika, że afera Dworczyka spowodowała totalne załamanie, demobilizację, niemal rozpacz po stronie zwolenników opozycji.
Rzecz jasna, w pierwszej chwili nastąpiła ekscytacja: „Ktoś ujawnia obrzydliwe afery, paskudne maile! Tego PiS nie przetrzyma! Wreszcie zwyciężymy! A co, jeśli to Rosjanie robią? A niechby i Rosjanie, byle się wreszcie tego PiSu pozbyć!”. Jednak okazało się, że również ten prezent od Rosjan jest zatruty. Opublikowano pierwszą serię maili, drugą serię maili, trzecią serię maili… Pierwsza afera, druga afera, trzecia afera etc., co tydzień kolejna afera! I co? I nic. Poparcie dla PiS nie spadło. To przeraziło zwolenników demokracji.
Niestety, wyborca opozycji nie do końca ma świadomość, że pisowcy żyją w zupełnie innej bańce, w zupełnie innym świecie informacyjnym. Nie do końca ma świadomość, że pisowcy nie wiedzą o aferze mailowej - albo dowiadują się tylko tego, że minister Dworczyk jest fajny, bo go Rosjanie atakują.
Wyborca opozycji tego nie wie, i myśli sobie: „Ci pisowcy to są jakieś potwory, jeśli te wszystkie skandale ujawnione w mailach im nie przeszkadzają. Taka hańba, co tydzień nowe pisowskie obrzydlistwo, a oni nadal popierają PiS. To nie są ludzie, to są jakieś szatany. To nie są moi współobywatele”. To jeszcze bardziej dzieli nasze społeczeństwo, z pożytkiem dla PiS. Ale z drugiej strony - jak walczyć z tak fanatycznymi wyznawcami? Jak ich przekonywać, skoro nic ich nie przekonuje? Najwyraźniej PiS jest nie do pokonania. Jeżeli tyle afer nie obaliło partii, jeżeli te wszystkie skandale nie odebrały jej wyborców sympatii wyborców, to co możemy zrobić? Możemy tylko usiąść i płakać, albo wyjechać za granicę.
Po czwarte, przy okazji afery mailowej dodatkowy sygnał został wysłany do naszych sojuszników. Mianowicie ujawniono maile pułkownika Gaja. To polski wojskowy, który w 2014 r., po pierwszej napaści Kremla na Ukrainę, opublikował niezwykły artykuł. W tym artykule Gaj napisał, że popiera działania Putina przeciw Ukrainie. Napisał, że Ukraińcy to faszystowska pożoga. W nagrodę za to Macierewicz zatrudnił Gaja w Ministerstwie Obrony Narodowej. Powierzył mu współtworzenie Obrony Terytorialnej. Zatem tej formacji, która rzekomo miała nas bronić przed zielonymi ludzikami Putina… W 2016 r. nagłośniłem proputinowski artykuł Gaja. Wtedy Macierewicz z wielkim żalem pozbył się pułkownika Gaja. Potem Dworczyk wziął Gaja do Kancelarii Premiera na doradcę ds. wojskowych. Gaj w jednym ze swoich maili donosił Dworczykowi na innych oficerów. Donosił, że są proamerykańscy, że są proukraińscy, że chcą kupować amerykański sprzęt, a nie powinni. Dlaczego Rosjanie ujawnili ten e-mail? Generał Pytel uważa, że to był sygnał odstraszający wysłany przez Rosję do naszych zachodnich sojuszników. Przede wszystkim - do Amerykanów. „Popatrzcie, panowie z NATO: w kancelarii premiera RP siedzi sobie taki Gaj i donosi na swoich kolegów oficerów, że są proamerykańscy. Jeżeli taki Gaj siedzi w kancelarii premiera i zwalcza proamerykańskość, to znaczy, że straciliście Polskę. Polska to dla was teren niepewny i nieprzyjazny, zostawcie ją nam, bo niewiele tu możecie ugrać”. Oczywiście w ten sposób pułkownik Gaj został przez Rosjan poświęcony. Zgodnie z zasadą gambitu szachowego: poświęca się mniej ważną figurę, żeby zbić ważniejszą figurę albo uzyskać inną istotną przewagę na szachownicy.
Pamiętajmy, że Rosjanie to szachiści. My ciągle próbujemy z nimi grać w warcaby. I ciągle się dziwimy, że przegrywamy.
Reset Obywatelski to miejsce swobodnej myśli i wolnego słowa.
Bez kompromisów i bez cenzury. Tworzone tak przez dziennikarzy, jak i odbiorców, bo medium obywatelskie, w którym dochodzi do wymiany myśli, poglądów musi być interaktywne. Burzenie czterech ścian między dziennikarzami a odbiorcami daje nową jakość tak przekazu, jak odbioru. Słuchamy innych i zapraszamy do rozmowy. Słowem - obywatelujemy razem.
Zostań patronem niezaleznego dziennikarstwa!