Poczułem, że jestem ostatnim ogniwem, który jeszcze pamięta lata 80. Jestem człowiekiem, dla którego ta sprawa była ważna - powiedział Cezary Łazarewicz, dziennikarz i autor książki „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka”, nagrodzonej w 2017 roku Nagrodą Literacką „Nike”.
- Sprawa była dla mnie niezwykle istotna jeszcze w latach 90, ale później o niej zapomniałem. W 2013 roku postanowiłem odświeżyć pamięć. Dokumenty z IPN-u zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Przejrzałem dokumenty z kancelarii ministra Kiszczaka i znalazłem fragment o tytule: jak zrzucić winę na kogoś innego, tak aby policjanci nie byli posądzeni o pobicie. Stwierdziłem, że chcę tę sprawę wyjaśnić – powiedział Cezary Łazarewicz.
Kłamstwo i dezinformacja
Sprawcami śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka na komisariacie byli funkcjonariusze MO. Od samego początku ówczesne władze prowadziły działania dezinformacyjne, mające zrzucić odpowiedzialność za śmierć maturzysty na probujących go ratować lekarzy, kryjąc brutalności komunistycznej milicji. Ówczesne, kontrolowane w pełni przez władzę media forsowały wersję
O tym co tak naprawdę działo się z Przemykiem, dowiadywaliśmy się od zagranicznych korespondentów i Radia Wolna Europa
– stwierdził gość „Prawoteki”.
Zniszczone życie sanitariusza
Autor książki opowiedział w programie, że na potrzeby reportażu rozmawiał z Michałem Wysockim- sanitariuszem bezzasadnie obciążonym odpowiedzialnością za śmierć Przemyka.
Miałem do niego żal, że się złamał i mu to powiedziałem prosto w oczy. Przez niego ta cała manipulacja komunistów się udała. On jednak opowiedział mi swoje całe życie i z tej złości zostało tylko współczucie. To człowiek, który został kompletnie złamany, została mu odebrana godność. Miał kilka prób samobójczych. Mam wrażenie, że jest jedną z tych osób, która po tym się nie podniosła. System go zmiażdżył i pozostawił samemu sobie
powiedział Łazarewicz.
Smutne analogie
Autor książki widzi wiele podobieństw w działaniu dezinformacyjnym komunistycznych służb do nagonki i zohydzania polskich sędziów w oczach opinii publicznej przez obecną władzę.
To co się dzieje teraz wokół sędziów jest tym samym, czym było zohydzanie sanitariuszy w roku 1983. Służyło to przekonaniu opinii publicznej, że w służbie zdrowia pracują pijacy, chuliganie i złodzieje, którzy są w stanie okraść ofiarę. Podobnie teraz jest z sędziami
- stwierdził autor reportażu. Dziennikarz przytoczył przykład billboardów, na których uzasadniano konieczność deformy sądownictwa forsowaną przez PiS i kampanię nienawiści przeciwko medykom, których oskarżano o śmierć Przemyka.
oprac m.u.